Joanna Kurowska, niegdyś ceniona artystka teatralna i kabaretowa, od kilku lat zmaga się ze złą prasą. Powody są różne: aktorka przyjęła kilka nietrafionych propozycji zawodowych, które zamiast pokazać jej talent, zostały odebrane jako głupie i płytkie. Nie bez znaczenia dla jej wizerunku była także medycyna estetyczna, która, co tu dużo mówić, sprawiła, że Kurowska powoli przestaje przypominać dawną siebie.
Aktorka ma jednak za sobą ciężkie przeżycia. W 2014 roku zmarł jej mąż, Grzegorz Świątkiewicz, długoletni dziennikarz TVP Sport. Mężczyzna odszedł stosunkowo wcześnie, bo miał dopiero 55 lat. Kurowska wpadła w depresję, nie mogąc pogodzić się z bolesną stratą: Kurowska: "Po śmierci męża byłam w ciężkiej depresji"
Kurowska udzieliła właśnie poruszającego wywiadu Gazecie Wyborczej, w którym opowiedziała, że skorzystała z pomocy psychologa. To wyznanie dość rzadkie w środowisku artystycznym, od którego oczekuje się ciągłego bycia w gotowości i rozbawiania innych.
To żaden wstyd, gdy człowiek szuka pomocy. Tylko ignoranci twierdzą, że to coś wstydliwego - przekonuje Kurowska. Gdy kogoś boli ząb, idzie do dentysty. Kiedy kogoś boli dusza, idzie do terapeuty. Ci, którzy mówią, że terapia im nie pomogła, musieli spotkać niedoświadczonych terapeutów. Ja trafiłam na osobę wyjątkową. Z empatią i pokorą.
Joanna Kurowska opowiedziała, że największe wsparcie otrzymała od Agaty Młynarskiej, która przekonała ją do terapeuty.
Sama była już w terapii i powiedziała mi: "Słuchaj, musisz sobie pomóc, zamiast się męczyć". Bardzo się opierałam, ale poszłam. Nie spodziewałam się, że terapia może mi dać tyle radości. Tak właśnie wygląda moja przyjaźń z Agatą: ona rzuca ciekawy pomysł, ja się przed nim długo bronię, a na koniec przyznaję jej rację. Znamy się z Agatą od dziecka, jesteśmy na siebie skazane. (...) - opowiada. Owszem, co pewien czas się kłócimy, jak w małżeństwie. Ale wiem, że jeśli o drugiej w nocy poproszę Agatę, żeby do mnie przyjechała, to przyjedzie. A ja przyjadę do niej, jeśli będzie potrzebowała. Nigdy tego nie nadużywałam i nigdy o to nie poprosiłam, ale sama świadomość, że mogę to zrobić, daje mi ogromne poczucie bezpieczeństwa.
Terapia przyniosła efekty i dzisiaj Kurowska, jak sama mówi, jest "pogodzona ze światem". Być może miała na myśli fakt, że trochę żałuje odmładzania się na siłę? Aktorka opowiada, że nie chce grac ofiary, bo nie zależy jej na sztucznym współczuciu.
Można przeżyć życie, wracając ciągle do przeszłości, oglądając się za siebie. Podtrzymując syndrom ofiary, można wiele zyskać. Bycie ofiarą daje profity, bo wszyscy skupiają się na niej i chcą pomagać. Ja nigdy się nie postawiłam w roli ofiary, ale kosztowało mnie to dużo pracy - mówi. Mam dom, który muszę utrzymać. Niedawno kupiłam dla córki mieszkanie w Warszawie. Nikt nie dał mi na to wszystko pieniędzy. Muszę zarabiać je sama - w reklamie, teatrze, serialach.