Piłka nożna jest bezsprzecznie najpopularniejszym sportem zespołowym na świecie. Nawet nieoficjalne fankluby piłkarskich drużyn w mgnieniu oka zyskują setki tysięcy osób. Najlepsi zawodnicy zarabiają nawet kilkaset tysięcy złotych dziennie, a kwoty transferów opiewają na dziesiątki, a nawet setki milionów. Nic dziwnego, że firmy działające w branży okołosportowej najczęściej decydują się na współpracę z piłkarzami, którzy są doskonałymi "słupami reklamowymi". Marketingowo dla firm współpraca z zawodnikami najlepszych klubów w Europie jest zawsze strzałem w dziesiątkę. Nawet jeśli zawodnik nie odnosi spektakularnych sukcesów, promowane przez niego gadżety znikają ze sklepowych półek w ekspresowym tempie.
Zupełnie inaczej wygląda sytuacja lekkoatletów, którzy pomimo ciężkiej, całorocznej pracy i pasma sukcesów nie mogą liczyć ani na tak duże zarobki, ani na tyle intratnych propozycji współpracy.
Dla porównania, Anita Włodarczyk za zdobycie złotego medalu na mistrzostwach Europy w Berlinie może zarobić 200 tysięcy złotych. To o 70 tysięcy złotych mniej, niż Robert Lewandowski zarabia... w jeden dzień.
Dodatkowo, Włodarczyk za mistrzostwo i ustanowienie nowego rekordu mistrzostw Europy nie może liczyć na dodatkowe wynagrodzenie. Choć na mistrzostwach świata medaliści zarabiają 60 tysięcy dolarów za złoto, 30 za srebro i 20 za brąz, na berlińskich mistrzostwach lekkoatleci muszą zadowolić się aplauzem zgromadzonych widzów i pokrzepiającymi komentarzami fanów.
W przeciwieństwie do piłkarzy, lekkoatleci nie dostają również comiesięcznej wypłaty. Co prawda, mogą liczyć na dotacje i stypendia przyznawane przez państwo, jednak są to żenująco niskie kwoty. Anna Sabat, finalistka biegu na 800 metrów dostaje zasiłek w wysokości... 250 złotych.
Trzeba było zostac piłkarzem?