Top of the Top Sopot Festival dzień pierwszy: playback, Lady Pank i polityczne aluzje (ZDJĘCIA)
TVN stanął na wysokości zadania. Byli nawet dystyngowana Grażyna Torbicka i białozębny Piotr Olivier Janiak.
Zwykle największe stacje telewizyjne wręcz zabijały się o organizację kolejnych letnich festiwali. W tym roku jest póki co w miarę spokojnie. Pieniądze na dużą imprezę wyłożył póki co TVN, który od wtorku do czwartku w Operze Leśnej w Sopocie zorganizował Top of the Top Sopot Festival.
Dzień pierwszy festiwalu przebiegł pod znakiem największych przebojów lat 80. i 90. Zagraniczne gwiazdy, którymi tak chwaliła się stacja, jak zwykle zawiodły i zaśpiewały z playbacku. Na szczęście prym wiedli polscy wykonawcy na czele z Urszulą i Lady Pank.
Lady Pank świętował 35-lecie wydania pierwszej płyty i trzeba przyznać, że porwał sopocką publiczność. Z Panasewiczem i Borysewiczem wystąpili między innymi Maciej Maleńczuk i Tomasz Organek. Niestety, kiedy dinozaury rocka grały w pojedynkę, było słychać, w jakiej naprawdę są formie.
Cały koncert uświetnili dystyngowana Grażyna Torbicka i opalony na złoto Olivier Janiak, który błyskał do widzów perłowymi zębami. W ramach atrakcji koncert "Forever Young" przeplatano wspomnieniami z lat 80., głównie tymi politycznymi, co dało powód do aluzji o braku demokracji. Czyli w TVN-ie bez zmian.
Potem było dużo gorzej: współsponsorowany koncert #iLove prowadzili Gabi Drzewiecka i Filip Chajzer, którzy w porównaniu do Torbickiej i Janiaka wypadli jak nieśmieszny wujek na weselu. W sumie poziom artystyczny też był odpowiedni, zwłaszcza gdy Sarsa majtała rękami tak mocno, że prawie przewróciła mikrofon.
Zobaczcie zdjęcia z koncertu inaugurującego wielką imprezę TVN-u. Chcielibyście tam być?
Muzyk idealnie wpisał się w hasło koncertu "Forever Young". Miał szczęście, że publiczność odśpiewała "Jolkę" prawie w całości za niego.
Muzyk zaliczył jeden z bardziej spokojnych i udanych występów podczas całego koncertu.
Świetnie wypadła za to Urszula, która może i zaniepokoiła wyglądem, ale jako jedna z nielicznych zaśpiwała na żywo.
Pozostali artyści, głównie zapowiadane "wielkie gwiazdy" zza granicy ograniczyli się do bogatej mimiki i udawanego śpiewania pod playback.
Koncert nosił tytuł "Forever young". Nie wiedzieć czemu występy przeplatano politycznymi wspomnieniami, między wierszami ubolewając nad stanem demokracji.
Publiczność rozszalała się przy dźwiękach hitów legendarnego zespołu. Jubileusz grupy był huczny i z przytupem.
Pod koniec artyści zaśpiewali nawet "Krakowski spleen", oddając w ten sposób hołd zmarłej niedawno Korze.
Radek i Gosia pojechali do Sopotu i zadbali oczywiście o odpowiednie stylizacje. Wyszło lepiej niż na grzybobraniu?
Drugą część koncertu (współsponsorowaną przez sieć komórkową) rozpoczął James Arthur, rzekomy przyjaciel Mariny, który popełnił kiedyś ten błąd i nagrał z nią piosenkę. Teraz jakoś wystąpił w pojedynkę.
Na scenie pojawiła się jeszcze Margaret, której stylizacji nigdy nie zrozumiemy.
Michał nie zawiódł: nie dość że stękał po staremu, to jeszcze zaprezentował fanastyczny kombinezon. Takich ludzi nam trzeba.
Musimy przyznać, że przy tym występie straciliśmy cierpliwość i zaczęliśmy interesować się rehabilitacją gdzieś w Bieszczadach daleko od telewizora.
Na Grzegorza to już dawno zabrakło nam słów. Boimy się, że nie podołamy oglądać tego festiwalu jeszcze w środę i w czwartek...