Mateusz Kijowski po wygranych przez Prawo i Sprawiedliwość wyborach założył Komitet Obrony Demokracji i zaledwie kilka tygodni później wyprowadził na ulice tysiące niezadowolonych obywateli. Kijowski wykorzystał okazję i wysłał w tłum wolontariuszy z puszkami, do których można było wrzucać dobrowolne datki na dalszą działalność Komitetu. Okazało się potem, że podbierał pieniądze z puszek, bo akurat potrzebował na nowego Iphona. Z czasem nabrał bezczelności i zaczął kraść na większą skalę.
Jak ujawnili rozczarowani jego pazernością działacze KOD-u Mateusz Kijowski wystawiał sobie lewe faktury rzekomo za obsługę informatyczną działalności ruchu. W ten sposób na konto Kijowskiego i jego żony Magdaleny w ciągu kilku miesięcy przelano ponad 91 tysięcy złotych. Lider KOD-u wymyślił to tak sprytnie, by komornik nie dowiedział się o tych pieniądzach i nie zajął ich na poczet zaległych alimentów na jego dzieci. Jacek Żakowski wyjaśnił wtedy, że kiedy szlachetni mężczyźni idą walczyć o wolność, to kobiety i dzieci muszą poczekać.
Dzieci Kijowskiego czekały długo, podczas gdy ich tata brylował na politycznych salonach i poznawał światowe życie w Brukseli, Nowym Jorku, Strasburgu i Paryżu, gdzie bronił demokracji głównie w perfumeriach i butikach, w których obkupił się z żoną za pieniądze ze składek
Kiedy wszystko się wydało, Kijowski z rozbrajającą szczerością wyjaśnił, że musiał kraść, bo głosowanie w sprawie ustanowienia dla niego stałej pensji nie przebiegło po jego myśli. On sam uważa, że powinien zarabiać co najmniej tyle, co poseł.
To był koniec jego kariery. Kijowski wyleciał z założonej przez siebie organizacji na pysk, a na dodatek nabawił się manii wielkości oraz prześladowczej.
Ostatnio wszędzie dostrzega prowokacje i wierzy, że jego życie stało się zagrożone do tego stopnia, że nie może nawet pracować. Jak ujawnił w wywiadzie, oplatająca go sieć spisków uniemożliwia mu podjęcie uczciwej pracy i zmusza do życia na koszt znajomych, którzy kupują mu jedzenie. Kokietował wprawdzie, że jak tak dalej pójdzie, to będzie musiał wyemigrować z Polski i wiele osób nabrało nawet nadziei, ale na obietnicach się skończyło.
Skompromitowany działacz nadal przebywa w kraju i bez cienia wstydu przyjmuje jałmużnę od obcych ludzi, zamiast wziąć się do porządnej roboty.
Właśnie wpadł na nowy pomysł, jak wyciągnąć jeszcze więcej pieniędzy. Założył nowe stowarzyszenie o nazwie Wolność, Równość. Demokracja i oczywiście znów domaga się datków.
Liczymy na Wasze wsparcie organizacyjne i finansowe - napisał bezczelnie na Facebooku, podając numer konta. Jak mgliście wyjaśnił, pieniądze mają zostać przeznaczone na spotkania "z autorytetami prawnymi, by poznać swoją sytuację prawną". Brzmi to tak, jakby zbierał pieniądze na prawników, którzy wybronią go w sądzie od zarzutów o malwersacje.
Zebrane fundusze chce także przeznaczyć na finansowe wsparcie "osób zaangażowanych w działania opozycyjne". Czyli znów siebie...
