Bartłomiej Topa 17 lat temu przeżył wielką tragedię. Jego syn zmarł trzy godziny po narodzinach. Aktor i jego ówczesna żona wiedzieli, że jest to nieuniknione, bo dziecko cierpiało na bardzo rzadką wadę serca. Byli świadomi tego, że chłopczyk przyszedł na świat tylko po to, by szybko go opuścić.
Chociaż od tamtej pory minęło już siedemnaście lat, ta ogromna strata nadal boli. Topa przyznaje w wywiadach, że często zastanawia się, jakby wyglądało życie Kajtka, gdyby urodził się zdrowy. Niestety, żaden cud nie nastąpił.
Dla mnie najtrudniejszym doświadczeniem w życiu była śmierć mojego syna - wspomina w wywiadzie dla magazynu Pani. Jak widziałem go w inkubatorze. Wiedziałem, że ma w sercu wspólny kanał przedsionkowo-komorowy, co oznaczało, że nie zobaczę, jak będzie dorastał. Zmarł tuż po urodzeniu, *trzy godziny później. *
Aktor przyznaje, że była to tragedia, która zmieniła jego życie na zawsze.
Śmierć Kajtka przewartościowała moje życie, spojrzenie na ludzi, na codzienność - wyjaśnia aktor. Z myślenia o tym, że jest coś po, że będzie kiedyś, na myślenie, że najważniejsze jest to, co tu i teraz. Dzisiaj. Że nie ma przyszłości. I to jest mój raj.