21 października minie rok, odkąd Piotr T., przed laty ceniony specjalista od wizerunku, autor metamorfozy śp. Andrzeja Leppera został aresztowany przez policję pod zarzutem pedofilii. To zresztą nie pierwsza próba skazania. Policja ma na niego oko od dawna, jednak zarówno po aresztowaniu w 2007 roku, jak i ponownym, w 2015, nie udało się przedstawić w sądzie wystarczająco mocnych dowodów i Piotr T. został oczyszczony z zarzutów.
To wystarczyło, by poczuł się na tyle pewnie, by publicznie obnosić się z romansem z dwudziestoletnią, jak twierdzi T., Kambodżanką, wyglądającą na góra 13 lat, którą kupił od jej rodziców za tysiąc dolarów. Tyle wart był pierścionek zaręczynowy, który jej podarował. Piotr, który ostatnio przybrał pseudonim Timoore, akurat wtedy obchodził 54. urodziny. Wyjaśnił jednak, że w Azji ten wiek odpowiada przedziałowi 25-30 lat, czyli tak naprawdę jest o połowę młodszy.
Dzięki tym wyznaniom wszyscy zrozumieli, że "Timoore" stracił kontakt z rzeczywistością.
Tym razem są znacznie większe szanse na wyrok skazujący. Podczas rewizji w mieszkaniu i biurze "Timoore'a" przeprowadzonej tuż po jego aresztowaniu, w jego komputerze znaleziono ponad tysiąc plików z pornografią dziecięcą, w tym z przemocą, a także z udziałem zwierząt.
Ślady wskazują, że T. próbował pozbyć się obciążających dowodów, jednak policyjnym specjalistom udało się odzyskać zawartość komputera.
Kolejne dwa tysiące zdjęć oraz filmów z pornografią dziecięcą znaleziono na pendrivach.
Wprawdzie rodzice Piotra T. zapewniają o jego niewinności, zaś filigranowa kambodżańska narzeczona twierdzi, że ma on dobre serce, jednak nikt już raczej nie wątpi, że jest niebezpiecznym zboczeńcem.
W międzyczasie wyszło na jaw, że "Timoore" jest także potencjalnym bigamistą. Szykując się do ślubu z kambodżańską dziewczynką, na śmierć bowiem zapomniał, że jest już żonaty.
Mało tego, jego żona, Marzena T. mieszkająca obecnie na Florydzie właśnie przyleciała do Polski zeznawać na korzyść męża. To rzeczywiście spora wielkoduszność, biorąc pod uwagę, że dopiero co planował poślubić drugą żonę.
Na szczęście Marzenie T. to specjalnie nie przeszkadza, bo, jak zeznała w sądzie, chociaż nie są z Piotrem formalnie rozwiedzeni, od dawna wiodą osobne życia.
Wiedli je zresztą jeszcze w okresie narzeczeństwa. Marzena T., planując ślub z Piotrem, zaszła w ciążę ze znanym prezenterem radiowym. Mimo to "Timoore" ją poślubił i uznał dziecko. Biologiczny ojciec dziewczynki nie był tym zachwycony. Zgłaszał publiczne pretensje typu: "moje dziecko wychowuje pedofil" i groził małżeństwu T. odebraniem praw rodzicielskich. W tym samym, 2007 roku Piotr T. został po raz pierwszy aresztowany pod zarzutem pedofilii.
Obecnie Marzena T. jest w trakcie przekonywania sądu, że akcja przeciwko jej mężowi została zmontowana przez jej byłego kochanka. Podejrzewa go o zainicjowanie powstania strony internetowej, na której publikowano oszczercze wobec Piotra T. treści.
Pojawiały się tam wpisy, że Piotrek mnie kupił od rodziców, a mój tata mnie molestował - zeznała kobieta. To były historie, które wcześniej opowiadał biologiczny ojciec mojej córki. Nigdy u niego nie znalazłam takich plików. Nie widziałam także, żeby takie oglądał. W tym związku to ja byłam bardziej wybuchowa, impulsywna. On jest osobą spokojną, nigdy się brzydko nie odezwał ani do mnie, ani do mojej mamy, z którą 10 lat mieszkał pod jednym dachem.
Marzena T. twierdzi, że Piotr T. nawet by nie wiedział, skąd wziąć pornografię dziecięcą, czy jakąkolwiek, bo po Internecie błądził jak dziecko we mgle i nie miał pojęcia, jak się ściąga pliki. Wykluczenie cyfrowe jest faktycznie często spotykane wśród specjalistów od marketingu.
Mój mąż nie umiał takich rzeczy robić. Ja bym chyba też nie umiała - zapewniała w sądzie kobieta.
Jej opinię podtrzymał współpracownik Piotra T., Piotr G. Twierdzi, że aresztowanie pod zarzutem pedofilii, dodajmy, że już trzecie w ciągu minionych jedenastu lat, jest wynikiem spisku bliżej nieokreślonych sił.
Przyjechało po niego dwóch mężczyzn, jak się okazało, z policji. Piotr akurat prowadził szkolenie - zeznał w sądzie. Poprosiłem, żeby dali mu dokończyć, bo tam jest 140 osób. Bałem się o wizerunek firmy. Oni się zgodzili, by kontynuował przy otwartych drzwiach. W przerwie wyszli z nim na parking i go zabrali. Nie wyprowadzali go w kajdankach. Nie wiedziałem, o co chodzi. Poprosił, żebym zabrał rzeczy z jego pokoju hotelowego. On mówił mi wielokrotnie, że czuje się w Polsce zagrożony.
Pod koniec czwartkowej rozprawy obrońcy Piotra T. złożyli wniosek o zwolnienie oskarżonego z aresztu.