Początek roku szkolnego upłynął pod znakiem medialnej awantury między Małgorzatą Rozenek-Majdan a Kingą Rusin. Zaczęło się od kontraktu reklamowego Małgosi z firmą kosmetyczną, która, jak twierdzi Joanna Krupa, powołując się na PETA, prowadzi testy na zwierzętach.
Kinga wyraziła swoje poparcie dla Krupy, no i się zaczęło.
Z czasem tematyka sporu przesunęła się z praw zwierząt na obszerną dziedzinę podkradania sobie mężów, stosowania botoksu, hipokryzję i operacje plastyczne.
Przypomnijmy: Kinga Rusin znów atakuje Rozenek: "Walczę z hipokrytkami i kobietami POLUJĄCYMI NA CUDZYCH MĘŻÓW!"
W obronie Małgorzaty stanęli tata, Stanisław Kostrzewski, który nazwał Rusin "toksyczną osobą", mąż, Radosław Majdan, który wytknął Kini hipokryzję, ilustrując swój zarzut jej zdjęciem z dawnych czasów, w futrze, oraz internauci, wypominający prezenterce noszenie skórzanych butów i torebek.
Kinga wyjaśniła w wywiadzie dla Twojego Stylu, że galanterię skórzaną nosi z szacunku dla zwierząt, którepowinniśmy "wykorzystywać w całości".
W końcu nerwy puściły szefostwu, które podobno zabraniło obu gwiazdom przyjścia na bal charytatywny stacji. Uznano, zapewne nie bez racji, że obecność skłóconych celebrytek przyćmi najważniejszy cel imprezy, czyli zbieranie pieniędzy dla podopiecznych Fundacji TVN.
Gosia podobno cały dzień balu przepłakała.
Załamała się i musiał wkroczyć Radek - ujawnia znajomy celebrytki w rozmowie z Faktem. Kazał jej wyłączyć w telefonie internet, by nie czytała niepochlebnych i często wulgarnych komentarzy pod artykułami dotyczącymi jej wojny z Kingą. Przez cały dzień miała na przemian ataki furii i płaczu.
Zrobiło się tak dramatycznie, że Radosław musiał ratować sytuację karnetem do spa.
Kupił jej karnet, żeby mogła odpocząć od rzeczywistości i odreagować - potwierdza informator tabloidu.