Edyta Górniak, choć ostatnio ma sporo szczęścia w życiu prywatnym, zawodowo wciąż uchodzi za osobę trudną we współpracy. Cztery lata temu było głośno o jej kaprysach, gdy odmówiła występu, bo nie dostała przed nim herbatki z rumianku. Przypomnijmy: "Oznajmiła, że nie wystąpi, BO NIE JEST W NASTROJU!"
Okazuje się, że pewne zachowania nie minęły i Edyta wciąż miewa kaprysy, które trudno zrozumieć zwykłym śmiertelnikom. Ostatnio zachciało jej się smażonego tofu z Londynu, więc po prostu wysłała asystentkę, by ta poleciała samolotem i przywiozła jej przysmak do Polski.
Wszystko dlatego, bo Edyta w trakcie mieszkania w Wielkiej Brytanii tak pokochała kuchnię z China Town, że nie wyobraża sobie życia bez przyrządzanych tam przysmaków. Górniak stwierdziła więc, że nic jej tak nie pokrzepi przed zbliżającym się koncertem jak tofu z Londynu. Kupiła zatem bilety lotnicze i wysłała asystentkę po jedzenie.
Magda ma jej przywieźć między innymi smażone tofu z jej ulubionej restauracji w China Town. Edyta uważa, że nigdzie na świecie nie przygotowują specjałów chińskiej kuchni lepiej niż tam – informuje źródło Faktu. Aby wszystko było świeże, Magda poleci do Londynu w sobotę z samego rana. O 17 będzie już z powrotem w stolicy z kolacją dla swojej chlebodawczyni i jej dużej ekipy.
Smażone tofu z Londynu będzie najprawdopoddobniej najdroższym w gastronomicznej historii Górniak. Posiłek będzie ją kosztował blisko cztery tysiące złotych.
Tak trzeba żyć?