Kariera "instamatki" bywa kusząca. Wiele kobiet marzy o dołączeniu do matek, których życie jest niemal w całości sponsorowane przez partnerów biznesowych. Insta-matki gotowe są niemal każdej chwili spędzonej z dzieckiem przykleić metkę komercyjnej współpracy, a nawet, jak Maja Bohosiewicz, straszyć obserwatorki markami innych producentów.
Historia Oliwii Pierzchalskiej przekracza jednak wszelkie granice. Męża - biznesmena Mariusza - ówczesna 24-latka poznała na portalu randkowym dla "szukających bogatego sponsora". Po kilku miesiącach znajomości mieli wziąć sekretny ślub. Rodzina nie wiedziała o niczym.
Wtedy zaczęły się schody. Oliwia szybko zaszła w ciążę. Twierdzi, że przyznała się partnerowi do bulimii już na pierwszym spotkaniu. Do tego doszły "wahania nastroju" i... kompulsywne zakupy. W czasie ciąży, Oliwia pragnęła być "najszczuplejszą kobietą w dziewiątym miesiącu ciąży w Polsce". Jej mąż wspomina, że ważyła 54 kilogramy. Zainteresowany sprawą psychiatra zalecił świeżo upieczonej mamie terapię. Ta rada została jednak zlekceważona.
Po urodzeniu małej Nelii zdecydowała, że zrobi z niej instagramową gwiazdę. Dużą część zdjęć zrobił też sam ojciec. Aż 17 miesięcy zajęło mu zorientowanie się, że coś jest nie tak. W tym czasie matce udało się zgromadzić około 40 tysięcy obserwujących jej "idealne życie".
Niestety insta-marzenie miało też swoją mroczną stronę. W nagranych przez ojca rozmowach Oliwia przyznaje wprost, że instagramowe serduszka to "jedyny pożytek, który ma z dziecka". Demolowanie samochodu męża usprawiedliwiałą jego zdradami. Szantażowała też krzywdzeniem córki, by wymusić pieniądze na markowe ubrania i torebki.
Kocham ją nad życie. Ja tego nie pamiętam proszę panią - zapewniała konfrontującją ją z nagraniem reporterkę. Oryginał nie nadaje się do cytowania.
Po okresie zbierania dowodów, pan Mariusz uciekł z córką do Holandii. To właśnie wtedy o sprawie dowiedziały się lokalne media traktując ją jak uprowadzenie dziecka. Z materiałów w mediach wyłania się jednak obraz pary zupełnie nieprzygotowanych rodziców, bezradnych wobec wychowania małej dziewczynki.
Ja nie miałam siły psychicznie zajmować się dzieckiem. Nienawidziłam całego świata. Siebie, dziecka i męża - stwierdza w obecności kamer Oliwia.
Mąż pytany o 17 miesięcy bez reakcji, usprawiedliwia się biologicznym przywiązaniem dziecka do matki.
Córka była wtedy "na cycku" i nie chciała do mnie iść. Nela miała 5 miesięcy i nie poradziłbym sobie z nią. Trafiłaby do domu dziecka - tłumaczy.
Po emisji materiału Uwagi namnożyło się fałszywych instagramowych kont Oliwii. Oryginalne, z dziesiątkami tysięcy obserwujących, zostało usunięte. Na jednym z nowych kont, rzekoma Oliwia odnosi się do zarzutów. Jak na ironię stwierdza, że publikacje szkodzą jej prywatności, a jako matka ma absolutną władzę nad dzieckiem.
MAM DOŚĆ TEGO !!! Te publikacje i wchodzenie butami w moje życie!!! Nikt z Was nie dostał przyzwolenia na grzebanie w moim życiu i mojego męża!!! Kilka wyrwanych z kontekstu nagrań spowodowało wielki chaos i medialne poruszenie, ale to tylko dlatego że kilku kretynów sieciowych wystawiło na próbę mój związek - pisze w stylu przypominającym prawdziwą Oliwię Pierzchalską. Policja stale nas się czepia i zadają pytania. Odczepcie się od nas i dajcie nam spokój - apeluje.
Nelia jest nasza i mamy prawo robić sobie z nią, co chcemy. To ja jestem matką i ja decyduję, co dla mojego dziecka jest najlepsze - puentuje.
Sprawą zajmuje się Rzecznik Praw Dziecka. Zbada, czy "najlepsze intencje" matki na pewno pokrywają się z polskim prawem.