Bilguun A. oparł swoją karierę w show biznesie na udawaniu, że nie nie umie mówić po polsku. Z czasem wyszło na jaw, że urodzony w Ułan Bator celebryta wychował się w podwarszawskim Piasecznie, gdzie jego rodzice osiedlili się po przyjeździe z Mongolii w latach 90.
Niestety, z czasem Bilguun trochę się pogubił życiowo. W karierze zaszkodził mu słynny skok do wody z wzwodem, o którym celebryta myślał, że wyjdzie zabawnie, a wypadło żenująco. Ostatnio zaś ogłosił, że będzie się odchudzał na oczach całej Polski i wziął udział w rozbieranej sesji ze ściśniętym biustem, niczym Karolina Szostak na okładce Vivy. Ten pomysł od razu nominowaliśmy do żenady roku.
Najgorzej, że dwa lata temu, podczas śledztwa w sprawie Cezarego P., który przez siedem lat zaopatrywał warszawski salony w narkotyki, celebryta przyznał, że nerwy i frustracje koił nielegalnymi substancjami odurzającymi.
Zdarzyło mi się od niego kupić środki pobudzające - ujawnił wówczas. Płaciłem 300 złotych za sztukę.
Najwyraźniej miały one niekorzystny wpływ na pamięć Bilguuna, która w ciągu minionych dwóch lat dramatycznie się pogorszyła. We wtorek został ponownie wezwany do sądu i tym razem okazało się, że kompletnie nic nie pamięta, a zwłaszcza swoich poprzednich zeznań. Miał nawet kłopot z rozpoznaniem własnego głosu na nagraniu rozmowy telefonicznej z Cezarym P.
Średnio rozpoznałem swój głos, słychać było, że jestem bardzo zmęczony - kręcił w sądzie. Nie jestem pewien, czy to ja. Alkoholu nie zamawiam przez telefon, bo to drogo wychodzi. Nie wydaje mi się, żebym zamawiał przez telefon środki odurzające. Nie przypominam sobie, żebym dzwonił do tego jegomościa.
No ale najważniejsze, że prokurator pamiętała i postanowiła przypomnieć też świadkowi, odczytując stenogram jego wcześniejszych zeznań. Celebryta stwierdził jednak, że… wszystko zmyślił.
To była moja fantazja - zapewnił.
W tej sytuacji jasne stało się, że za którymś razem minął się z prawdą. Prokurator zapowiedziała złożenie wniosku o wszczęcie postępowania za składanie fałszywych zeznań, za co grozi do 3 lat więzienia.
Jak donosi Super Express, podczas tej samej rozprawy zeznania złożył syn Maryli Rodowicz, Jędrzej D. Szedł w zaparte, że u Cezarego P. zaopatrywał się wyłącznie w alkohol.
Wiem, kto to jest, ale nazwisko znam od niedawna. Wiem, że jest podejrzany o handel narkotykami - zeznał w sądzie. Poznaliśmy się w roku 2014 albo 2015 na jakimś przyjęciu. Zaproponował swoje usługi, gdybym potrzebował, żeby gdzieś zawieźć czy przywieźć alkohol. Mówił, że ma sklep na Woli i rzeczywiście korzystałem z tych usług. Kupowałem wino białe, czerwone i whisky. Raczej wieczorem, może też w nocy. Cezary był zawsze dyspozycyjny. Nie oferował mi narkotyków.
Nie wiadomo, czy sąd mu uwierzył, ale przynajmniej mama jest przekonana, że Jędrzej mówi prawdę.
Skoro powiedział, że kupował alkohol, to pewnie tak było. Nie wydaje mi się, żeby brał narkotyki - komentuje Maryla w tabloidzie. On jest po pierwsze dorosły, a po drugie ja mam do niego pełne zaufanie.