Jacek Poniedziałek zadomowił się na drugim planie polskich aktorów. Zamienił ścianki na polityczne manifestacje z okładek tygodników. Nie wyleczył jeszcze kwietniowej traumy po tym, jak "ktoś" wrzucił na Instagram jego zdjęcie w stroju Adama, a już ma nowe kłopoty. Aktor żądający niegdyś *własnej "deportacji na koszt Państwa Polskiego" * na swój koszt wyleciał na meksykańskie wakacje. Jednak nawet w Ameryce Północnej dopadło go znienawidzone "cebulactwo", bo Jacek padł ofiarą kradzieży. Złodzieje wykorzystali jego nieuwagę i ukradli mu najważniejsze rzeczy osobiste.
Meksyk - never again! Najpierw cię okradną ze wszystkiego co masz w cywilizowanej z wyglądu restauracji, gdzie niestety nie ma szatni, więc trzymasz torbę czy plecak przy stoliku, a gdy odwrócisz na chwilę wzrok, okazuje się, że straciłeś laptopa, paszport, dowód, karty płatnicze, gotówkę i masę innych rzeczy - pisze Poniedziałek.
Nie wiedział wtedy jeszcze, że prawdziwa tułaczka ma dopiero nadejść. Pełen wiary w meksykańską praworządność chciał odzyskać skradzione przedmioty. Zderzył się jednak z tamtejszą organizacją pracy i barierą językową.
Pomimo twoich próśb dowiadujesz się, że nie ma możliwości odtworzenia zapisu monitoringu, a jeśli się uprzesz, to każą ci przyjść innego dnia; którego okazuje się, że jest zamknięte, mijają zatem kolejne dwa dni i gdy w końcu masz szczęście zastać menadżera, on uznając cię za intruza, króry już dawno powinien był wyjechać, z wielką łaską umawia się z tobą, że pokaże ci zapis za kilka godzin - dzieli się traumą Jacek we wzburzonym facebookowym wpisie.
Uzyskanie zapisów monitoringu to tylko jeden z etapów tej pogmatwanej historii. Bez dokumentów i z resztką pożyczonych pieniędzy niezłomny Jacek udał się na lotnisko. Jednak tam niewiele udało mu się zwojować.
Z resztką pożyczonych pieniędzy, bo przecież nie masz już żadnych kart ani gotówki docierasz na lotnisko z tymczasowym paszportem i tam zgłaszasz się do Immigration, żeby ci wyrobili zastępczy formularz wyjazdowy, który też był w paszporcie, a oni cię wściekłym tonem równoważnikami angielskich zdań informują, że w zeznaniu z policji wypełnonym przez jej pracownicę po hiszpańsku i podsuniętym ci do podpisania stoi jak byk, że nikt ci nic nie ukradł - tylko sam zgubilłeś, wobec czego musisz zabulić 500 peso (100 zł).
W zetknięciu z meksykańską przedsiębiorczością zdesperowany Jacek odrzucił polityczne podziały, którym zawdzięcza większość medialnych wzmianek. Desperacko poprosił o pomoc polski konsulat.
Uratowali mi tyłek dwaj polscy dyplomaci. Świeżo mianowani. Pół chyba roku temu. A zatem z obecnego rozdania politycznego. Pan ambasador Maciej Ziętara i Pan konsul Tomasz Myśliwiec - pisze z nadzwyczajną, jak na swoje polityczne zacietrzewienie sympatią.
Najpierw bardzo szybko wyrobili mi paszport, a gdy w sidłach lotniskowej urzędniczej biurokracji przeżywałem męki Józefa K. nie tylko wspierali radą przez telefon, ale też wykonali kilka dyplomatycznych rozmów z wszechwładnymi urzędnikami meksykańskiego ministerio, co okazało się na tyle skuteczne, że ostatecznie wyjecjałem z tego piekła cały i zdrowy (pisownia oryginalna) - puentuje udręczony artysta.
Tym samym Meksyk dołączył do krajów, które Poniedziałek uważa za "piekło". Lista miejsc do planowanej przez niego "deportacji" się zmniejszyła. Myślicie, że po latynoskim incydencie doceni ojczyznę?