Znany dziennikarz, tłumacz, dziecięca gwiazda Podróży za jeden uśmiech i Stawiam na Tolka Banana, Filip Łobodziński trzy lata temu stracił ukochaną córkę, Marysię. Miała zaledwie 20 lat i właśnie zaczęła studia na Wydziale Lingwistyki, gdy zdiagnozowano u niej nowotwór mózgu. Nawet trudno próbować ogarnąć ogrom tej tragedii.
Jak ma się 20 lat, to się ma Internet i się wie, co to za choroba i jakie są rokowania przy glejaku - wspomina Łobodziński w rozmowie z Dziennikiem. Marysia wiedziała. I znosiła to z wielką godnością. Bo przecież *była zrozpaczona w stopniu niewyobrażalnym. *
Dwudziestolatka zrozumiała, że jej pełne marzeń i planów na przyszłość życie właśnie dobiega końca. 1 października minęły trzy lata od jej śmierci. Jak ujawnia Łobodziński, rodzina do tej pory się po tym nie pozbierała i raczej nie ma już szans na normalne życie.
Tego wszystkiego nie da się oswoić - wyjaśnia dziennikarz. Ale trzeba robić, co się da. Mnie się wyć chce do dziś, codziennie. Przecież dopiero co była trzecia rocznica śmierci Marysi. Ale ja zdaję sobie sprawę, że choćby nie wiem jak zaklinać świat to słońce wzejdzie, po ziemniaki trzeba pójść. Wielu ludzi już odchodziło i ich bliscy musieli żyć dalej.
Filip przyznaje, że śmierć młodszej córki sprawiła, że stał się nadopiekuńczym ojcem dla starszej. Chociaż Julia jest już dorosła, ma 30 lat, tata ciągle się o nią zamartwia.
Mówię: uważaj, naprawdę, uważaj, dbaj o siebie - przyznaje dziennikarz. *Cokolwiek, jakikolwiek sygnał ze środka ciała niepokojący, natychmiast się konsultuj. *
