Tomasz Mackiewicz był miłośnikiem wspinaczki wysokogórskiej, która była dla niego czymś więcej niż tylko sportem ekstremalnym. Mężczyzna podczas swoich wypraw w Himalaje walczył z wewnętrznymi demonami, w tym uzależnieniem od heroiny, które zaprowadziły go na dno. Wielokrotnie powtarzał, że to dzięki górom zbliżył się do Boga i radził z problemami.
Niestety jego wyprawa na Nanga Parbat, którą odbywał wraz z Elisabeth Revol zakończyła się tragicznie. Tomek zginął w górach pokonany przez chorobę wysokogórską. Jego śmierć zasmuciła wielu fanów himalaizmu na całym świecie, jednak - co oczywiste - najmocniej dotknęła bliskich.
W Dzień Dobry TVN o swoim bólu opowiedział Witold Mackiewicz, ojciec Tomka. Przyznał, że szanował pasję syna i nie przeczuwał, że może mu stać się coś złego:
On jest tu obecny, duchem swoim, on się odzywa, w snach. (...) Wierzę w to, że to spełnienie, które się dokonało dla niego, jest zwieńczeniem jego pasji.[...] Znajomy ksiądz mówił mi: Ja Ci nawet nie składam kondolencji, Tomasz został tam, gdzie kochał być. (...) W tym roku byłem spokojny. Ja mu nigdy nie powiedziałem "nie jedź", żona zawsze mówiła "nie jedź, po co Ci to Tomuś". Ja szanowałem i podziwiłem jego pasję - wspomina ojciec Tomka.
Mężczyzna przytoczył też swoją ostatnią rozmowę z synem:
Tato jadę - mówił Tomasz.
Wracaj szczęśliwy - usłyszał od ojca.