Polska piłka nożna na kartach swojej historii zapisanych ma wiele wydarzeń, które nie pozwalają traktować jej poważnie. Jednocześnie wszystkie te zdarzenia rozpalają "prawdziwych koneserów futbolu", którzy co tydzień wspierają swoje ulubione drużyny z trybun lub przed telewizorami.
Dziwne rzeczy dzieją się nie tylko w ligach krajowych, ale i na poziomie prestiżowych rozgrywek klubowych czy międzynarodowych turniejów. Sędziowie doliczają osiem minut w kluczowych spotkaniach, reprezentanci piją wódkę na zgrupowaniach i bez cienia żenady zrzucają winę za porażki na brak przygotowania motorycznego, menedżerowie pozwalają grać niezgłoszonym do zawodów piłkarzom, a Sławek Peszko w radiu chwali się, że pije alkohol z kolegami i donosi na Kamila Glika.
Niestety, jak łatwo się domyślić, skoro wybryki z tak poważnymi konsekwencjami mają miejsce w najwyższych ligach, w okręgowych rozgrywkach dzieją się dużo gorsze rzeczy. Jak się okazuje, w czwartej lidze grupy mazowieckiej, Klub Sportowy Ożarowianka plasujący się na drugim miejscu w tabeli, musiał zrezygnować z kontynuowania udziału w rozgrywkach, ponieważ... zbyt często wygrywał.
Zapisy w kontraktach piłkarzy Ożarowianki gwarantują im, że za każde zwycięstwo otrzymają premię. Niestety, zarząd klubu nie był przygotowany na tak świetną passę swoich zawodników. Szybko okazało się, że po prostu...* nie stać go na wynagrodzenie piłkarzy* za odnoszone sukcesy. W tej sytuacji zawodnici odmówili dalszej gry, co oznacza, że drużyna przestaje istnieć:
Musieliśmy pogodzić się z decyzją drużyny. To oznacza koniec funkcjonowania pierwszego zespołu - czytamy w oficjalnym komunikacie klubu.
Myślicie, że piłkarzom z Ożarowianki premier Morawiecki też obieca jakieś dofinansowanie za dobre wyniki?