W Hollywood od wielu lat panuje moda na łączenie się w "gwiazdorskie pary". Celebryci dobrze wiedzą, że im sławniejszy będzie ich partner, tym bardziej zyskają na popularności (i przy okazji ich konta zasilą jeszcze większe sumy pieniędzy). Tą zasadą kieruje się między innymi Justin Bieber, którego większość wybranek mogło pochwalić się wielką fortuną i statusem gwiazdy. Po burzliwej relacji z Seleną Gomez, Kanadyjczyk postanowił związać się z popularną modelką, Hailey Baldwin, z którą wziął niespodziewany ślub po zaledwie kilku miesiącach spotykania się.
Zakochana para wciąż nie ustaje w bombardowaniu fanów licznymi dowodami uczucia w postaci rozczulających zdjęć opatrzonych zapewnieniami o dozgonnej miłości. Nie dość, że Baldwin ma już w planach zmianę nazwiska (celebrytka zastrzegła nazwę "Hailey Bieber" w urzędzie patentowym)
, to jeszcze okazało się, że na początku lipca para zrobiła sobie pasujące do siebie tatuaże, mające symbolizować wielkie uczucie, którym do siebie pałają. Słynny tatuażysta gwiazd, Keith McCurdy, wyznał mediom, że wykonał "bardzo delikatny i cienki tatuaż" nad lewą brwią Biebera, który najprawdopodobniej przedstawia słowo "grace" ("wdzięk"). Sam piosenkarz nic o nim dotąd nie wspominał, dlatego też do niedawna mało kto wiedział o jego istnieniu.
Oboje mają tatuaż - zdradził McCurdy. Justin zrobił go na twarzy, ale nie mam żadnego zdjęcia. Justin dobrze go ukrywa. Jest naprawdę cienki i delikatny. To taki tradycyjny tatuaż dla par...
Wciąż nie wiadomo, które miejsce na "dziarę" wybrała sobie żona Kanadyjczyka. Myślicie, żepodobnie jak w przypadku Ariany Grande i Pete'a Davidsona, Justin i Hailey będą niedługo zmuszeni usunąć "miłosne tatuaże"?