W sierpniu 2015 roku Marcin Dubieniecki, ówczesny mąż Marty Kaczyńskiej, został aresztowany przez CBA pod zarzutem wyłudzenia 14,5 miliona złotych z Państwowego Funduszu Osób Niepełnosprawnych, prania pieniędzy w rajach podatkowych i działania w zorganizowanej grupie przestępczej. Razem z nim wpadła jego ówczesna kochanka i wspólniczka Katarzyna M., była żona Artura Boruca. Od tamtej pory wzięty prawnik występował w mediach pod inicjałem nazwiska, ale sam pozwolił na publikację swojego wizerunku i danych osobowych.
Katarzyna i Marcin znają się od 2009 roku. Mąż Kaczyńskiej reprezentował wtedy Katarzynę w procesie rozwodowym z bogatym piłkarzem. Jako jej pełnomocnik, wywalczył dla niej korzystny podział majątku i 17 tysięcy złotych miesięcznych alimentów. W wyniku rozwodu Katarzyna M. stała się jedyną właścicielką kilku mieszkań w Warszawie.
Katarzynie tak dobrze współpracowało się z Marcinem, że po rozwodzie z Arturem kontynuowali wspólne interesy. Katarzyna została prezesem należącej do adwokata firmy Abud Consulting, zajmującej się handlem nieruchomościami, energią elektryczną i paliwami. Od 2014 roku prowadzili razem też drugą firmę, działającą na rynku nieruchomości. Ich wspólną działalność przerwało aresztowanie przez CBA.
Marcin Dubieniecki spędził 14 miesięcy w krakowskim areszcie. W październiku zeszłego roku został wypuszczony za kaucją, wynoszącą 3 miliony złotych. Od tamtej pory odpowiada z wolnej stopy, a prokuratura dodatkowo była jeszcze tak miła, że oddała mu zarekwirowane na poczet długów porsche 911.
W tym tygodniu w krakowskim sądzie rozpoczął się wreszcie proces o cyniczne oszukiwanie niepełnosprawnych, głównie niewidomych.
Prokuratura jest pewna, że grupa Dubienieckiego (do której należało ośmioro jego znajomych i krewnych) najpierw wyszukiwała osoby z orzeczoną niepełnosprawnością - wyjaśnia Fakt. Potem oferowała im pracę pod warunkiem, że będą oddawać aż 1300 złotych z przysługujących im 1800 zł. dofinansowania. Pieniądze miano przesyłać na podane przez grupę Dubienieckiego niemieckie konta. Przez co najmniej 4 lata działalności niepełnosprawni wypłacili tam łącznie 14,5 miliona złotych. Część pieniędzy została ukryta na kontach na Seszelach i na Cyprze.
Podczas pierwszej rozprawy Dubieniecki rozdawał dziennikarzom oświadczenie, w którym idzie w zaparte, że jest niewinny i padł "ofiarą polityki".
Odrzucając poczucie bezsilności i bezwładu w sporze z przedstawicielami Państwa, oczekuję zgodnego z prawdą oczyszczenia z bezpodstawnych zarzutów - napisał. Choć skala postępowania, bezzasadnie wykreowana także na potrzeby jak najdłuższego pozbawienia mnie wolności i dobrego imienia, niewątpliwie będzie wymagać od nas wszystkich cierpliwości. Bezprecedensową jest sprawa, w której ofiarą polityki usiłuje się uczynić kogoś, kto politykiem nie był.
Jestem dumnym przedsiębiorcą, który prowadzi swój biznes - dodał w rozmowie z dziennikarzem Faktu. Od samego początku mówię, że jestem niewinny.
Też tak myślicie?