Mijają dwa tygodnie odkąd Dominika Zasiewska, która przemknęła przez show biznes jedenaście lat temu, przynosząc wodę gościom programu Kuby Wojewódzkiego i od tamtej pory uważa się za celebrytkę, ujawniła swój romans z Krzysztofem Rutkowskim.
Jak się okazuje, z nagłośnieniem sprawy czekała niecały miesiąc po tym, gdy Rutkowski ją rzucił.
Krzyś, oczywiście, idzie w zaparte, że przez cały czas był wierny swojej narzeczonej Mai i nawet nie spojrzał na inną kobietę. Zarzucił Dominice, że chce się wypromować na jego nazwisku, a on nigdy jej niczego nie obiecywał, a już zwłaszcza ślubu. Twierdzi, że byli po prostu znajomymi i żadnego romansu nie było.
W odpowiedzi Zasiewska opublikowała na Instagramie SMS-ową korespondencję, którą miała prowadzić z Krzysiem we wrześniu i październiku. Wynika z niej, że właściciel kontrowersyjnej fryzury nie tylko nie protestował, gdy nazywała go swoim "wyśnionym, wymarzonym, idealnym mężem" i obiecywała, że "wtuli się w niego jak śliniaczek w swoją skorupkę”, to jeszcze odpowiadał jej podobnie romantycznymi wyznaniami.
Nawet nie wiesz, jaki jestem z Tobą szczęśliwy - wyznał w jednym z SMS-ów. Wszystko najwyższa pula. Jest mi Mega dobrze. Psujesz mi bezapelacyjnie. No, tu, miejmy nadzieję, wkradła się literówka…
Zgodnie z obietnicą złożoną w Fakcie, Dominika opublikowała także wiadomość, z której wynika, że oszukanych przez Krzysztofa kobiet jest znacznie więcej.
Myślicie, że po tym nadal będzie się zarzekał, że ich znajomość miała wyłącznie towarzyski charakter? A może podważy autentyczność wiadomości?