Ostatni w tym sezonie odcinek Kuchennych Rewolucji poświęcono karczmie Ordynat za Zamościem, którą prowadzi 53-letni Darek z żoną, Dorotą. Mężczyzna założył restaurację, bo po prostu spodobała mu się działka. Z biegiem lat okazało się, że zamiłowanie do pięknych krajobrazów to nie to samo co powadzenie biznesu.
Ma taki charakter, że zawsze postawi na swoim - oceniła szefa 42-letnia kelnerka Asia.
Żona szefa, Dorota, pracuje w kuchni, co przeszkadza nieco personelowi, który narzeka, że wszystko podporządkowane jest zdaniu mężczyzny. Dla Doroty z kolei to nie stanowi problemu, bo lubi podtykać mężowi co rusz nowe potrawy.
Na odsiecz problemom ruszyła Magda Gessler, która od razu zamówiła flaczki zamojskie, pierogi lubelskie, pieczoną kaczkę i placek karczmarza, który okazał się pizzą.
Białego groszku jest jak kot napłakał. Flaki są dobre, ale nie ma majeranku. Są bardzo węgierskie, z dużą ilością papryki - oceniła i zaraz skrzywiła się na widok buraczków. Są najgorsze, jakie w życiu jadłam. Ciasto na pierogi pachnie pastą do zębów. Nie wiem, jak trzeba być głodnym, żeby to zjeść.
Trudno - skwitował pan Dariusz. Pani Magda nie jest z naszego regionu.
Specjalnością restauracji okazał się placek karczmarza, który przypominał danie z ostatnich stron Chwili dla Ciebie.
Kiedy Gessler wzięła Darka na spytki, mężczyzna wyznał, że zawsze marzył o restauracji, wiec stwierdził, że lokal przy ruchliwej drodze krajowej będzie strzałem w dziesiątkę.
Tu jest martwo - oceniła bezlitośnie Gessler. Kuchnia jest niedoprawiona, jałowa, biedna jeśli chodzi o smaki.
Potem wzięła drewnianą łyżkę i zaczęła niszczyć dekoracje w lokalu.
Ludzie chcą świeżych kwiatów, a tu wszystko jest zasuszone. Pan jest zasuszony, pana myśli są zasuszone - oceniła.
Na kuchni było jeszcze gorzej:
Jak w prosektorium. Ziemniaki do wyrzucenia. Dlaczego te pierogi są tak grube? Przepis trzeba mieć w głowie, a smak w języku - wyżywała się nad żoną Darka.
Wywiad z personelem też nie przyniósł dobrych wiadomości: kelnerki wyznały, że Dorota jest całkowicie podporządkowana mężowi, który jest w stosunku do niej wybuchowy. Darek nie rozumiał próśb Magdy, że ma mówić do żony per kochanie.
Jak można udawać, że własna żona jest pracownicą? - zżymała się Gessler. To ch*j za przeproszeniem, a nie działa.
Magda Gessler wymyśliła więc malinową terapię: karczma dostanie nazwę Malinowa Spiżarnia, a daniem głównym będzie bażant. Oczywiście zmiany nie spodobały się Dariuszowi, który nie zgodził się, by restauracja nazywała się Maliniak.
To się kojarzy z pewną osobą teraz w Polsce - ocenił.
Atrakcją był wyjazd do winnicy, który szczególnie spodobał się Dorocie zachowującej się, jakby po raz pierwszy wyszła z kuchni i poznała trochę świata.
Potem było tylko gorzej, bo Darek nie zgadzał się z wizjami Gessler, która pomalowała framugi okien na malinowo i powiesiła wszędzie dekoracje z motywem malin. Gościom za to się podobało, bo ze smakiem zjedli barszcz i bażanta, a potem wzięli udział w minitargu lokalnych produktów.
Rewizyta, która odbyła się siedem tygodni później, nie była już tak udana.
Okropna ta karta, jak z lat 70. Świadczy o tym, że miejsce jest drogie - oceniła Gessler.
Barszcz oceniła jednak bardzo dobrze, podobnie jak i bażanta. Zapowiadało się więc na to, że rewolucję można zaliczyć do udanych.
Zawsze traktowałem żonę z szacunkiem - skwitował Dariusz w odpowiedzi na wątpliwości restauratorki.
Wychodząc, Magda Gessler stwierdziła, że właściciele są jeszcze trochę "spłoszeni", ale ma nadzieję, że wkrótce bażant "doda im skrzydeł".
Też tak myślicie?