Piotr Krysiak wstrząsnął polskim showbiznesem publikując Dziewczyny z Dubaju. Teraz książka Diler Gwiazd podsumowuje jego dziennikarskie śledztwo w sprawie Cezarego P., który przez wiele lat zaopatrywał gwiazdy w "kotlety", które z garmażerką nie miały wiele wspólnego.
W programie Agnieszki Gozdyry Skandaliści opowiedział o szczegółach sprawy. Opisywał między innymi zażyłość P. ze swoimi klientami.
W podsłuchanych rozmowach widać, kiedy klienci go pospieszają. Na punkcie swojego samochodu miał świra, działał aż 8 lub 9 lat. Mało który diler działa tak długo. Zaczął być zbyt pewny siebie, szpanował i to go zgubiło - podsumował Krysiak.
W programie wypowiedział się przebywający w Stanach Zjednoczonych Krzysztof Gojdź.
Każdy wiedział o Cezarym P. Część celebrytów zaczęła panikować, że wyjdzie na jaw, że one kupowały od niego narkotyki - wyjaśnił.
Cieszy mnie, że to wyjdzie na jaw, bo dla współczesnych nastolatków oni są idolami. Jeśli publicznie wyszłoby to na wierzch - być może tymi idolami być przestali - nie mógł ukryć nadziei w głosie.
Zawsze znajdzie się inny diler - inny kontakt gdzie można zakupić narkotyki. Póki celebrycki światek będzie ulegał "modzie na koks" - ten problem będzie występował - spuentował doktor.
Do jego słów nawiązał też Krysiak. Podkreślił, że aura sukcesu często bywa jedynie fasadą nieuporządkowanego życia.
U nas nikt nie bierze, wszyscy są idolami, prowadzą świetne, nieskazitelne życie, a spod kołdry wychodzą brudy. Nie będzie Cezarego będzie Piotrek, zniknie Piotrek, będzie Agnieszka - zapewniał.
Aktorzy pisali do mnie SMS-y, bym ich nie opisywał. Nie poświęciłem temu zbyt wiele miejsca, ale niektóre osoby w mojej książce się znalazły.
Gość programu zdradził też, jakiego szyfru używali klienci Cezarego P.
Jedna z pań prosiła o zapakowanie "szampana" do pudełka po środku przeciwbólowym. U Cezarego P. jeśli kupowałaś za 300 złotych - kupowałaś tzw. "szampana". Jeśli kupujesz droższy wariant, kupujesz "moeta". Nie wiedziałem, że kokainę można nazywać "flaki" "opona" "kotlety". Oni wszyscy wiedzieli,dokonywali samokontroli - powiedział.
Okazuje się, że rynek - także narkotykowy - nie znosi próżni.
Co się dzieje z tymi ludźmi? - Mają nowego dilera - tłumaczył Krysiak. Od półtora roku.
Okazuje się, że zdaniem autora to nie "pudrowanie noska" celebrytów może przynieść najgorsze skutki. Wspomiał o historii, która ma w tle bardziej odpowiedzialny zawód.
Jest jedna osoba, która zrobiła na mnie większe wrażenie niż ci znani. Wśród klientów była położna, która zamawiała towar do jednego z najbardziej znanych szpitali. Brała, wciągała, szła odbierać poród. Kto jest bardziej niebezpieczny? Zamawiała, żeby wytrzymać więcej niż jeden dyżur. I kto jest bardziej niebezpieczny? Ona czy artysta? - pytał retorycznie.
U nas jest totalnie odwrotnie niż w Stanach, tam telewizja ogłasza, że celebryta idzie na odwyk, bo sobie nie poradził. I nie jest tam skreślony. Oni też spełniają funkcję edukacyjną. Ludzie myślą, jak on poszedł, to ja też pójdę.
W programie głos zabrał również... Krzysztof Rutkowski.
Ja nie jestem w środowisku celebrytów warszawskich, ale znam te osoby. Dla mnie są to smutni i biedni ludzie. Biorą wszyscy. Znane osoby wychodzą cztery razy na godzinę do toalety. Taksówka podjeżdża, dziwnym zbiegiem okoliczności coś biorą i idą dalej. Jest ogromna łatwość dostępu do narkotyków. Wystarczy zadzwonić na telefon, który odpowiednio przyjmuje zamówienie, taksówka dowozi - stwierdził detektyw.
Cezary P. był ostrożniejszy niż wynikałoby to ze słów Rutkowskiego.
Sprawdzał, od kogo ma numer. Pilnował się przy nowych kontaktach. Dziś to wygląda zupełnie inaczej. Diler często nie widzi swojego klienta i odwrotnie. Dziś narkotyki może dostarczyć taksówkarz czy kurier. Bywa, że dorabiają w ten sposób do regularnych pensji. Teraz dilerzy wrzucają narkotyki do skrzynek pocztowych - wyjaśniał Krysiak.
Na koniec ujawnił informację dotyczącą składu ulubionego proszku celebrytów.
Większość gwiazd kupowała towar tańszy, który zawierał lewamizol - substancję do czyszczenia jelit bydłu. Do koksu dorzuca się też kofeiny i dentystycznych środków znieczulających. Chodzi też o "efekt wow". Wszystko po to, żeby poczuć się jak na filmach - puentował Krysiak.