Nikomu zapewne nie trzeba przedstawiać serii książek i filmów o Harrym Potterze. Dzieło J.K. Rowling po dziś dzień zarabia na całym świecie miliardy dolarów, a na jego podstawie tworzy się kolejne gry komputerowe i kinowe spin-offy. Rzecz jasna wraz z wybuchem popularności samej serii, niemal z dnia na dzień gwiazdami stali się młodociani wówczas aktorzy, odgrywający główne role w sadze o przygodach czarodziejskiej szkoły.
Spośród centralnego dla fabuły trio, najmniejszą popularność osiągnął Rupert Grint, odtwórca roli niezdarnego Rona Weasley'a, najbliższego przyjaciela Harry'ego. Jak się jednak okazuje, nawet brak wyraźnych sukcesów na koncie, od czasów Insygniów Śmierci, nie nadwyrężył zanadto budżetu 30-latka.
W trakcie świątecznej audycji Radio Times aktor zdradził, że "nie wie dokładnie ile ma pieniędzy i nie mógłby nawet zgadnąć przybliżonej liczby". Dopiero redaktorzy stacji poinformowali filmowego Rona, że jego oficjalna wartość jest wyceniana na 28 milionów dolarów.
Za bardzo mnie to nie motywuje. Jeśli już to sprawia, że czuję się wygodnie. Myślę, że to dobre podejście do sprawy - wyznał Grint.
W jednym z wcześniejszych wywiadów aktor przyznał się, że momentami planował porzucić rolę pociesznego rudzielca, a jego największy kryzys nadszedł podobno po nagraniu czwartej części filmowej sagi. Brytyjczyk miał nawet opuszczać dom w halloweenowych maskach, licząc na odrobinę anonimowości.
Współczujecie?