Dawid Kwiatkowski jest bez wątpienia jedynym z najpopularniejszych młodych artystów w Polsce. Gorzowianin ma już na swoim koncie cztery solowe płyty i niezliczone trasy koncertowe, Taniec z Gwiazdami, The Voice Kids, a także kilka mniejszych lub większych afer show biznesowych, z których żadna nie nadwyrężyła zanadto jego kariery. Pierwszy poważny kryzys nadciągnął dopiero kilka miesięcy temu, wraz z doniesieniami o rzekomych zaległościach w gażach należnych artystom i technikom, którzy pracowali w ten czy inny sposób dla Dawida. Sprawy nie uciszyły nawet deklaracje menadżera gwiazdora, który oświadczył, że jego klient jako artysta nie ma nic wspólnego z rozliczaniem wypłat dla swoich współpracowników.
W walce ze złą passą Dawid postawił na swój największy atut, czyli niewątpliwy urok osobisty i objawił swoje sekrety w ponad półgodzinnym wywiadzie dla internetowego programu Gala Studio. Długa rozmowa zahaczyła po drodze o wszelkie możliwe tematy, od niestandardowego podejścia do wiary, przez miłosne uniesienia, na klasycznych pytaniach o blaski i cienie sławy kończąc.
Gwiazdor pokusił się na dość nietypowe, jak na polski show biznes, wyznanie. Zdradził bowiem, że "wciąż jest głodny popularności", co jest szczerze powiedziawszy miłą odmianą biorąc pod uwagę, jak wiele nadwiślańskich sław jest znużonych swoją sławą. Jednak pomimo bardzo bliskiego kontaktu z fanami, Dawid zmuszony był postawić pewne granice po szokującym incydencie, który miał miejsce cztery lata temu, kiedy wokalista dopiero co osiągnął pełnoletniość.
Kiedyś obudziłem się nad ranem w hotelu w pokoju i nade mną stało pięć fanek. Tam była jakaś impreza, chyba urodziny. Zostałem obudzony. Nade mną były flaszki i fajerwerki, dosłownie... Byłem tak wkurzony, a z drugiej strony nie mogłem w to uwierzyć! Do tego były ze mną robione zdjęcia, jak spałem... Zeschizowałem. Przez dwa tygodnie byłem zdania, że kończę karierę. Nie chciałem z show biznesem mieć nic wspólnego - wyznał gwiazdor w rozmowie z dziennikarką.
Przy tak intensywnych doznań można się wręcz zdziwić jakim cudem Kwiatkowski nie poszedł jeszcze w ślady swoich zachodnich kolegów z branży, jak Demi Lovato czy Justin Bieber, i nie odpłynął w narkotyki. Nasza rodzima gwiazda dba jednak o zdrowie psychiczne poprzez regularne wizyty u psychologa oraz w… kościele.
Byłem wychowany w katolickiej rodzinie i bardzo chciałem wierzyć, ufać. Nie pasowała mi cała otoczka, rytuały. Chcę chodzić do kościoła, śpiewać, tańczyć. Jestem protestantem i tam odkryłem możliwość czerpania radości. Wiem, że wszystko jest po coś, Bóg postawił mnie w jakimś miejscu żebym był przygotowany. Na każdym koncercie się modlę. Bardzo się cieszę że trafiłem w ręce Boga, który mnie tutaj przyprowadził, przyprowadził mnie do muzyki, to że tu siedzę to też jego sprawka – wyznał z przekonaniem.
Zapytany o to, kto w polskim show biznesie jest najbliższy jemu sercu, Dawid bez chwili namysłu podał nazwisko Natalii Szroeder. "Jest fun, szczerość, nabijanie się z szołbizu" uzasadnił swój wybór. Zapewnił przy okazji, że Natalka jest bardzo szczęśliwa w związku z Quebonafide, który ma podobno względem uroczej piosenkarki bardzo poważne plany.
Naturalnie nie obyło się także bez pytań o romantyczne przygody, które Kwiatkowski tradycyjnie opisał w sposób enigmatyczny, kwitując, że "był zraniony, ale też i ranił". Padło też kilka zdań na temat nadchodzącego dokumentu o rodzinie Dawida, który ma trafić do kin już w przyszłym roku. Niestety rozmowa bardzo zgrabnie wyminęła nieco bardziej kontrowersyjne tematy, o których wszyscy chcielibyśmy usłyszeć, jak na przykład afera o zaległe pensje. Wygląda więc na to, że na definitywne rozwiązanie sprawy przyjdzie nam jeszcze poczekać.