Bilguun Ariuunbaatar oparł swoją karierę w show biznesie na udawaniu, że nie nie umie mówić po polsku. Z czasem wyszło na jaw, że urodzony w Ułan Bator celebryta wychował się w podwarszawskim Piasecznie, gdzie jego rodzice osiedlili się po przyjeździe z Mongolii w latach 90. Bilguun od pierwszej klasy uczęszczał do polskiej szkoły, a po polsku mówi jak rodowity Polak.
Oczywiście, Ariuunbaatar zdaje sobie sprawę z tego, że gdyby publicznie zaczął korzystać z tej umiejętności, straciłby swoją wyrazistość, więc woli podrabiać mongolski akcent.
Niestety, z czasem Bilguun trochę się pogubił życiowo. W karierze zaszkodził mu słynny skok do wody z wzwodem, o którym celebryta myślał, że wyjdzie zabawnie, a wypadło żenująco.
Ale najgorzej, że w toku śledztwa w sprawie "dilera gwiazd" Ariuunbaatar sam przyznał, że nerwy i frustracje koił nielegalnymi substancjami odurzającymi.
Z perspektywy czasu Bilguun przyznaje, że bardzo się wtedy pogubił. Do depresji, która dopadła go po rozstaniu z mamą jego córki, Tosi, doszły problemy finansowe, tak poważne, że celebrycie groziła nawet licytacja komornicza mieszkania. Na szczęście, te kłopoty powoli przechodzą do historii.
Po rozstaniu pojawiły się momenty kryzysu, ale wychodzę na prostą- ujawnia Bilguun w Fakcie. Dopadła mnie choroba, z którą długo walczyłem. Groziła mi egzekucja komornicza. Nie miałem pieniędzy, bo nie pracowałem, gdyż byłem chory. Udało mi się jednak spłacić zaległości. Zostaję w swoim mieszkaniu. Człowiek pokona wszystkie trudności, jeśli ma dla kogo żyć, a ja mam Tosię, ukochaną córeczkę. Codziennie się z nią kontaktuję, nawet gdy nie ma mnie na miejscu. Opowiada, co robiła, co jadła, kto przyjechał. Na szczęście jesteśmy w dobrych stosunkach z moją byłą partnerką, która nie utrudnia mi kontaktów z dzieckiem.