W ciągu ostatnich kilku lat Anna i Robert Lewandowscy zrobili zawrotną karierę i stali się jedną z najpopularniejszych (a na pewno najbogatszą) polskich "power couples". Robert udowodnił, że jest nie tylko utalentowanym piłkarzem, ale i świetnym biznesmenem. Zarobioną fortunę stale pomnaża, inwestując w kolejne biznesy, takie jaki luksusowa klinika dla sportowców, portal ślubny czy restauracja na Mazurach. Żona Roberta nie pozostaje w tyle i także wyciska z popularności, ile się da. Zarabia m.in. prowadząc bloga, wydając książki i reklamując produkty od sponsorów.
Wielkie bogactwo, jakie spłynęło na Lewandowskich, może być powodem do zazdrości, dlatego małżonkowie robią wiele, aby nikt nie mógł im zarzucić, że nie dzielą się fortuną. Regularnie udzielają się charytatywnie i ponoć łącznie przekazali już na cele dobroczynne ponad milion złotych.
Chętnie biorą też udział w różnego rodzaju akcjach, jak np. ta z września tego roku, kiedy dzięki pieniądzom zebranym na ich urodzinach, wyremontowano oddział rehabilitacji w Centrum Zdrowia Dziecka oraz wsparto klinikę neurochirurgii.
Dzięki pomocy Lewandowskich odnowiono sale, stworzono dodatkową łazienkę z prysznicem, wymieniono kaloryfery, sufit i okna. Do szpitala wkrótce przyjedzie też nowy sprzęt. Katarzyna Gardzińska, rzecznik prasowy CZD, jest pod wrażeniem dobrego serca i postawy "Lewych".
Robert zachęcał do walki, mówił, że trzeba wierzyć i nie można się poddawać. Słowa wypowiadane przez takie osobistości bardzo często trafiają do dzieci. Podczas spotkania z kapitanem reprezentacji i jego żoną doszło do przełomowej chwili. Jeden z pacjentów, w wieku około czterech lat, być może pod wpływem emocji, zaczął chodzić. Były to jego pierwsze kroki - wspomina rzeczniczka.
Oprócz wsparcia finansowego Anna Lewandowska organizuje w klinice warsztaty ze zdrowego odżywiania. Szpitalowi pomaga też drużyna i kibice Legii Warszawa oraz bokserzy z klubu Uniq Fight. Lewandowscy odwiedzają szpital średnio raz na pół roku. Jakiś czas temu w rozmowie z portalem Sportowe Fakty Robert wspominał trudne początki.
To było osiem czy dziewięć lat temu. Bałem się zabierać tam Anię, kobiety bardziej emocjonalnie reagują na wszystko, a to był najcięższy oddział. Sam musiałem po tamtym spotkaniu długo do siebie dochodzić. To były niewinne małe dzieciaki, z cierpieniem na twarzy, po operacjach. To brzmi jak banał, ale takie wizyty przypominają: w życiu są rzeczy ważne i ważniejsze. Jesteśmy ludźmi, mamy swoje emocje i staramy się zrozumieć, co przeżywają te dzieci i ich rodziny. Próbuję pomagać nie tylko finansowo - mówił.
Ponoć Lewandowscy często dzwonią do szpitala i pytają się o zdrowie pacjentów, a nawet pamiętają ich imiona.
Spotkanie z idolem wytwarza w dzieciach ogromne emocje, motywuje do walki z chorobą. Pokazuje dzieciom, że nie są gorsze od zdrowych, a może mają nawet więcej. Będąc w szkole pewnie nie miałyby okazji spotkać się z kimś, kogo podziwiają. Pod względem psychologicznym to bardzo wiele znaczy. Jedna wizyta daje moc na wiele miesięcy - podsumowuje Katarzyna Gardzińska.
Jesteście pod wrażeniem postawy Lewandowskich?