Od kilku dni polskie media żyją aferą wywołaną przez kontrowersyjny wywiad Weroniki Rosati dla magazynu Gala. Spragniona atencji salonowa weteranka postanowiła oczernić w nim swojego byłego partnera oraz ojca niespełna rocznej córeczki aktorki, Roberta Śmigielskiego. Celebrytka nie przewidziała jednak najpewniej z jakimi konsekwencjami będzie musiała się spotkać, idąc ze swoimi prywatnymi problemami na okładkę kolorowego pisma.
Nie mającego takiej platformy medialnej jak Weronika Śmigielskiego prędko zaczęli bronić jego popularni znajomi, którym ewidentnie nie spodobała się wizja Rosati budującej sobie renomę feministycznej forpoczty na zgliszczach reputacji renomowanego ortopedy. Na czele opozycji stanęła niespodziewanie Krystyna Demska-Olbrychska. W swoim opublikowanym na facebooku liście do Weroniki, żona filmowego Kmicica zarzuciła młodej mamie manipulowanie faktami, malując jednocześnie obraz Śmigielskiego jako przykładnego ojca, nieuchylającego się od swoich rodzicielskich obowiązków, wytrącając jednocześnie wszelkie argumenty z ręki Weroniki.
Gdy Rosati zorientowała się, że publiczna dyskusja wymknęła jej się spod kontroli, postanowiła ograniczyć się jedynie do grożenia starszej znajomej prawnikiem, co może trochę dziwić biorąc pod uwagę jak bardzo podobało jej się oczernianie drugiej osoby, dopóki to tylko ona mogła się swobodnie wypowiedzieć.
W obronie skompromitowanej aktorki niezwłocznie stanęła Magdalena Środa, która, wyczulona rzecz jasna na wątek feministyczny "debaty". W swoim wywodzie filozofka przyrównała (mocno na wyrost) krucjatę Weroniki z ruchem #metoo, jak również zasugerowała, że przeciwnicy celebrytki zmobilizowali się jedynie dlatego, że liczyli na specjalne traktowanie przez wziętego lekarza, którzy ma możliwości wesprzeć ich, gdy stawy zostaną już nadszarpnięte zębem czasu.
Na odpowiedź żony Olbrychskiego nie trzeba było długo czekać. Wytłumaczyła ona, że jej list został wystosowany drogą publiczną, jedynie dlatego, że to Rosati jako pierwsza postanowiła podjąć dyskusję na forum.
Pani Magdo, przykro mi z powodu Pani komentarza. Szanuję Panią i nie myślałam, że umie Pani tak złośliwie i jednostronnie komentować sytuację, o której chyba nic Pani nie wie. Nikogo nie potępiam w czambuł, podjęłam rozmowę z osobą, która niszczy PUBLICZNIE mojego przyjaciela przy pomocy kłamstw i oszczerstw. Nigdy bym się nie odważyła publikować tego listu na FB, gdyby nie publiczne wypowiedzi Weroniki. To ona wybrała płaszczyznę dyskusji. A określenie "dziarski ortopeda" chyba nie powinno się tu znaleźć. Brzmi jakoś nie najlepiej. Pozdrawiam serdecznie i życzę dobrych Świąt - skomentowała wypowiedź publicystki.
W swojej odpowiedzi na komentarz Olbrychskiej, Rosati ponownie podkreśliła swoją rolę jako ofiary, znowu grążąc swojej krytyczce prawniczymi pismami, nie mogąc najwyraźniej wpaść na bardziej trafną ripostę.
Swoje trzy grosze postanowiła również dorzucić znana komentatorka polskiej sfery publicznej i naczelna kreatorka serialowych tasiemców, Ilona Łepkowska, zasilając solidarnie szeregi przeciwników wątpliwej moralnie batalii Weroniki Rosati. W komentarzu na post Środy krytykujący publiczny apel Krystyny Demskiej-Olbrychskiej, królowa TVP2 zaznaczyła, że jej zdaniem otwarty list był wyjątkowo wyważoną i naturalną reakcją na oszczerstwa stosowane pod adresem bliskiej dla nadawczyni osoby. Środzie dostało się też za spekulowanie o lekarskich przywilejach, które próbowali rzekomo wyżebrać obrońcy Śmigielskiego. Łepkowska krótko skwitowała, że tego typu wynurzenia są zwyczajnie "żałosne". Nie bojąc się najwyraźniej grożenia prawnikiem Weroniki, scenarzystka wyraziła też wątpliwości wielu obserwatorów afery, odnośnie warunków celebrytki do bycia okrzykniętą "ikoną walki o prawa kobiet".
List Pani Krystyny nie był w żadnej mierze pełen oburzenia, był - jak na fakt znajomości faktów - bardzo spokojny i wyważony. Sugerowanie, że chodzi w nim o to, że zapewnia sobie w ten sposób priorytet w dostępie do sali operacyjnej dr. Śmigielskiego jest nawet nie śmieszne, tylko żałosne. Tym bardziej, że aluzje do wieku, chorób itp tak średnio się mają do solidarności ludzkiej i kobiecej. Ja też nie planowałam samotnego macierzyństwa, tak się stało jednak przed laty a wina za rozpad związku, co wie każda mądra osoba, leży zazwyczaj po obu stronach, choć rzecz jasna nie zawsze równo rozłożona. Myślę, że Pani Weronika średnio nadaje się jednak na ikonę samotnego macierzyństwa i walki o prawa kobiet, bo jest w daleko różnej sytuacji, niż tysiące matek naprawdę walczących z biedą i odrzuceniem przez swoje środowisko. Zasada "Siostry, do boju!", gdy tylko ktoś powie coś nie całkiem przyjemnego o kobiecie, która cokolwiek wspomni o prawach kobiet, choćby w kompletnie chybionym kontekście nie najlepiej świadczy o osobie do tego boju wzywającej. Pozdrawiam i nieco obiektywizmu na Święta i Nowy Rok życzę. Ilona Łepkowska
Póki co nie doczekaliśmy się samego zainteresowanego, Roberta Śmigielskiego, którego wersja wydarzeń z pewnością pomogłaby wyjaśnić co tak naprawdę zaszło między nim, a Rosati. Rzecz jasna wyglądamy też z utęsknieniem komentarza Ewy Minge, która zapewne podzieli się swoją jak zawsze szczerą i nieocenzurowaną opinią na temat całego ambarasu.
Sądzicie, że ta sprawa znajdzie finał w sądzie?