Urszula Dudziak nazywana "polską królową jazzu" jest jedną z największych gwiazd muzyki tego gatunku, znaną również za granicą. Jej kultowa piosenka Papaya z 1976 roku stała się hitem m.in. w Azji i Ameryce Południowej. Oprócz zawrotnej kariery zawodowej Dudziak przykuwała od zawsze uwagę burzliwym i pełnym dramatycznych wydarzeń życiem osobistym.
Aktualnie wokalistka stara się być głosem starszego pokolenia, mówiącym, że po 70-tce *życie dopiero się zaczyna.* Gwiazda nie ma problemu z tym, aby mówić o seksie po 75. roku życia i przekonuje, że kobieta dopiero po menopauzie może "świadomie i pięknie żyć".
W najnowszym, świątecznym wywiadzie dla Forbesa Dudziak wróciła wspomnieniami do czasów dzieciństwa.
Zawsze w domu mieliśmy piękną, dużą choinkę. (...) mieliśmy wujka w Anglii, który zawsze przysyłał nam paczki. A wtedy u nas nic nie można było dostać. Z takiej paczki po raz pierwszy posmakowałam pomarańczy. Nawet dziś, gdy je wącham, przenoszę się do tego momentu, kiedy ją otwieramy i znajdujemy tam czekoladki, syropy owocowe, ale też ciuszki! Pamiętam, jak na pierwszym festiwalu w Opolu w 1963 roku wystąpiłam w sukience, którą dostałam właśnie od wujcia Józia. Wykonana z szeleszczącej satyny, ciemnozielona, z aksamitnymi kwadracikami, miała dekolt karo i krótki rękawek. Była szałowa i idealna na mnie - opisuje gwiazda.
Dudziak opowiedziała też, jak dziś wyglądają jej święta.
To jest zawsze wyjątkowy czas. Coś tak pięknego, co jest bardzo potrzebne nam wszystkim. Z moim narzeczonym Bogusiem wybudowaliśmy na wsi dom.(...) Mamy piękny, duży taras, który osłonimy, i tam postawimy długi stół wigilijny. Mam nadzieję, że pojawią się przy nim moi najbliżsi. (...) Są prognozy, że będzie śnieg i oczywiście zorganizujemy kulig - będą sanie i konie - chwali się wokalistka.
Wspominając dzieciństwo, gwiazda przyznała, że w jej domu się nie przelewało, ale mimo to była szczęśliwa.
U nas nie było alkoholu, u nas nie było kłótni. Tatuś zawsze jak wychodził z domu, całował mamę w policzek i w rękę. Mówili do siebie całe życie per gołąbeczku i żyli ze sobą 56 lat. (...) Była wtedy u nas duża bieda - jak mama rozdzielała obiad, to tatuś dostawał największy kawałek mięsa - a mięso jedliśmy raz w tygodniu (...) - mówi Dudziak.
Wokalistka wyznała też, że w młodości zmagała się z kompleksami.
Jako dziewczyna miałam dużo kompleksów - głównie związanych z wyglądem. Dla siebie byłam głupia, brzydka, bez sensu. Dlatego nie mogłam się doczekać, by zaśpiewać i uzasadnić moją obecność na scenie - tłumaczy.
Gwiazda po raz kolejny podkreśliła, że dziś jest spełnioną osobą, a starość to piękny czas, tylko trzeba mieć do niej odpowiednie podejście.
Wszystko mi się dobrze układa. Nigdy nie przypuszczałam, że mając tyle lat, mogłabym przeżywać najpiękniejszy okres w życiu. Chcę być w dobrej formie jak najdłużej, choć oczywiście czuję, że nie pobiegnę już tak szybko jak kiedyś. Ale ja się tym wzruszam. Jak widzę zmarszczkę, to patrzę na nią z taką refleksją. Nie denerwuję się, nie obwiniam, nie zadaję pytań. Zrozumienie tego, jak ważne jest być w dobrym nastroju, być optymistą, być uśmiechniętym, powoduje, że się otwieramy na dobro - twierdzi piosenkarka.
Na koniec Dudziak dodaje, że ma swego rodzaju poczucie misji.
Na swoim przykładzie mogę nauczyć innych dystansu, poczucia humoru i niepatrzenia na swoją przeszłość z pozycji ofiary. (...) Ja mam to do zrobienia dla innych. Uświadomić im, że jesteśmy tu nie po to, by się stale zamartwiać, tylko się cieszyć. To jest naturalny stan człowieka. Zauważać przyrodę, współistnieć ze zwierzętami, pomagać jeden drugiemu - podsumowuje gwiazda.
Podoba Wam się jej podejście do życia?