Właśnie mija 18 lat walki Ewy Błaszczyk o odzyskanie pogrążonej w śpiączce córki, Oli Janczarskiej. W 2000 roku rodzinę aktorki dotknęły dwie ogromne tragedie. Krótko po Nowym Roku zmarł jej mąż, Jacek Janczarski. Równo sto dni później jedna z córek bliźniaczek zadławiła się tabletką i od tamtej pory nie odzyskała świadomości.
W szczerym wywiadzie dla tygodnika Wprost Błaszczyk wspomina tamten niewyobrażalnie ciężki czas.
Mąż nie chorował długo, to stało się szybko. Byliśmy całą rodziną w Zakopanem, pojechaliśmy tam na święta i na Nowy Rok, jeździliśmy na nartach - relacjonuje spokojnie, jakby mówiła o całkiem innym życiu. 2 lutego Jacka nie było już na świecie. Sto dni później Ola zadławiła się i zapadła w śpiączkę. Teraz to nie jest tamto życie, które było wtedy. Od 2000 roku nabudowałam wiele nowego. Już jest inny czas. Jak mówią mądrzy ludzie, naprawdę istnieje tylko czas teraźniejszy. Bo to, co wyobrażamy sobie w przyszłości, to są oczywiście ważne plany i życzenia, ale mogą okazać się bardzo śmieszne. Bardzo szybko musiałam się zebrać. To był trudny czas, ale już tego nie pamiętam. Ja jestem teraz. Staram się łączyć w życiu różne wątki i dążę do harmonii, nawet jeśli jest bardzo ciężko. Praca jest dobrym wentylem w trudnych sytuacjach. Gdybym na scenie myślała o Oli, emocjonalnie położyłabym rolę. Poza tym człowiek w rozpaczy zaniedbuje się, a mój zawód zmusza mnie do tego, żebym o siebie dbała. Jest coś takiego, jak przekroczenie masy krytycznej, kiedy wydaje nam się, że więcej nie może się dziać. I wtedy trzeba się uspokoić. Napięcie, rozpacz to nie są kompani do myślenia, to jest skażone.
Od czasu podwójnej tragedii rodzinnej, Błaszczyk godzi karierę aktorską z prowadzeniem fundacji Akogo oraz kliniki Budzik, opieką nad będącą w śpiączce córką i wychowaniem drugiej córki, Mani, która kończy już studia.
Niestety, nowatorski zabieg przeprowadzony dwa lata temu przez japońskich specjalistów poprawił stan zdrowia Oli w mniejszym stopniu niż oczekiwano. Jak przyznała sama aktorka, zmiany są tak subtelne, że zauważają je tylko osoby, zajmujące się Olą na co dzień od wielu lat.
Błaszczyk wspomina z perspektywy czasu, że początkowo bezgranicznie wierzyła w to, że córka lada chwila się wybudzi i będzie jak dawniej. Niestety, tak się nie stało.
Była smuga cienia w 2002, kiedy minęły złudzenia i trzeba się było przestawić na bardzo długą perspektywę. Albo na tragedię - przyznaje Błaszczyk. Bo przez pierwszy rok czy dwa było dla mnie oczywiste, ze Ola wkrótce się obudzi. Aż kiedyś zauważyłam, że w tej śpiączce wyrosła z butów. Zaczęło do mnie docierać, że to nie musi się szybko skończyć. Może się też nie skończyć. Jednak myślę, że to tak zostało ułożone przez górę, żeby dało się wytrzymać. Jak człowiek jest na musiku, nie ma wyboru. A jest na musiku, bo tu siedzi jeszcze mania, druga córka, która chce mieć wszystko pięknie, normalnie i ma do tego prawo. Oczywiście, można się znieczulać, zachlać, zaćpać, zniszczyć, w jakikolwiek sposób uciec. Ale Ola leży i walczy, no i jest druga dziewczynka, zdrowa. Nie ma ruchu. Trzeba się z tego otrzepać, przestać używać słowa "ja" i do roboty. Zadaniowość.
W międzyczasie, z pomocą życzliwych ludzi i znajomego profesora, który zbudował w Innsbrucku klinikę dla osób w śpiączce, Błaszczyk stworzyła fundację i wybudowała klinikę Budzik. Nie było łatwo. Wielu lekarzy nie ukrywało sceptycyzmu.
Budziłam się mokra o czwartej nad ranem i myślałam gorączkowo, co ja w ogóle robię - wspomina w wywiadzie. Nie przejmowałam się tym, że część środowiska medycznego wyśmiewa się, że aktorka będzie budzić dzieci, przyjadą do niej koleżanki i będą wybudzać, ha ha. Myślałam, no dobra, śmiej się, ale dlaczego ma do mnie przyjść koleżanka? Do mnie przyjdzie wybitny profesor w tej dziedzinie. I tak się zaczęło.
Od tamtej pory w klinice Budzik wybudziło się 35 dzieci, a fundacja Akogo zaczyna właśnie tworzyć drugą placówkę w Warszawie.
Przy Szpitalu Bródnowskim - potwierdza aktorka. Będzie taki sam jak dla dzieci, ale będzie przy nim też coś bardzo ważnego - stacja naukowo-badawcza. Teraz na świecie dużo się dzieje w neurologii i neurochirurgii, naukowcy dokonują rzeczy, które do tej pory wydawały się niemożliwe. Jeśli chociaż w części można odtworzyć uszkodzenia mózgu, to nie rozmawiamy tylko o komie, ale też o wszystkim. Szukamy prawnych możliwości stosowania tego rozwiązania w Polsce.