Choć Tiffany Trump podobno od roku studiuje prawo na waszyngtońskim uniwersytecie, to zdaje się jednak, że do jej głównych zajęć wciąż należy bycie córką Donalda Trumpa. Tiffany, choć jest owocem drugiego małżeństwa prezydenta Stanów Zjednoczonych z Marlą Maples, to jednak od zawsze pozostaje nieco w cieniu swojej starszej siostry - Ivanki, która pełni rolę doradczyni ojca.
25-latka próbowała swoich sił jako modelka i piosenkarka, jednak póki co cieszy się popularnością głównie na Instagramie, gdzie jej sielskie życie obserwuje aż… milion użytkowników. Córka Donalda regularnie chwali się egzotycznymi wakacjami i fotografiami w gustownych sukniach.
Ostatnio opublikowała zdjęcie przedstawiające ją i jej nowego chłopaka - Michaela Boulosa. Na fotografii widzimy pozującą parę na tle świątecznego drzewka. Tiffany oznaczyła również lokalizację i okazało się, że zdjęcie zostało zrobione... w Białym Domu.
Okazuje się, że wybranek córki prezydenta ma nigeryjskie korzenie. Ta kwestia może zastanawiać, głównie za sprawą dość kontrowersyjnych poglądów Donalda, który wielokrotnie podkreślał swój negatywny stosunek do imigrantów, a szczególnie tych z państw muzułmańskich czy właśnie afrykańskich. Zaraz po zaprzysiężeniu, Trump podpisał nawet kilka dokumentów, na mocy których m.in. zamknięto granice z niektórymi państwami muzułmańskimi, co spotkało się z dużą krytyką również ze strony amerykańskich celebrytów.
Co więcej, ostatnia prezydencka wizyta w Afryce nie spotkała się z dobrym odbiorem. Nie dość, że Donald na tyle "nie darzy sympatią" tamtych rejonów, że w podróż wysłał Melanię, to okazało się, że na 6-godzinny pobyt w hotelu w Kairze, żona prezydenta wydała 100 tysięcy dolarów…
Na korzyść chłopaka działa pewnie to, że pochodzi z bardzo zamożnej rodziny. Michael jest spadkobiercą Boulos Enterprises i SCOA Nigeria, wartych miliardy dolarów.
Myslicie, że Donald "przymknął oko" na pochodzenie wybranka córki?