W styczniu 2017 roku zmarł Tomasz Kalita. Były rzecznik SLD przegrał walkę z glejakiem - złośliwym nowotworem mózgu. Kalita do ostatnich chwil walczył o legalizację medycznej marihuany, która mogła uśmierzyć jego ból. Niestety, polskie prawo skazało go na to, żeby zmarł jako morfinista.
Po jego śmierci trwały prace nad zmianą przepisów. Pogrążona w żałobie żona kontynuowała jego misję. W końcu rząd dopuścił medyczną marihuanę do sprzedaży.
W sobotę Anna Kalita wystąpiła w Dzień Dobry TVN, gdzie opowiedziała o postępach w sprowadzaniu leku do Polski i planach założenia fundacji imienia swojego męża. Kobieta przyznaje, że do dziś nie pogodziła się z jego odejściem.
Do dzisiaj mi się nie mieści w głowie to, że Tomeczek umarł. Ja bardzo wielu psychologów poznałam od czasu jego choroby i śmierci. Mogłabym już chyba stworzyć poczet psychologów polskich. Wiem, że ostatnim etapem żałoby powinno być pogodzenie się. Niestety ja nie potrafię sobie wyobrazić, jak można się pogodzić z tym, że mężczyzna mojego życia, taki cudowny człowiek umarł. Nie mieści mi się też w głowie, że ktokolwiek mógłby o nim zapomnieć, bo to był bardzo dobry, mądry człowiek. Bardzo bym chciała, żeby o nim pamiętano i żeby zrobić jeszcze coś dobrego - mówiła wdowa.
Kalita ma nadzieję, że uda się ruszyć z fundacją jeszcze w tym roku. Kobieta przyznaje, że ze stratą męża radziła sobie na różne sposoby.
Kiedy rzeczywistość jest nie do wytrzymania, to człowiek chce się od niej po prostu odciąć. Uciekałam od rzeczywistości w różny sposób. Przede wszystkim zamykałam się w domu, zerwałam kontakt z większością osób i ciągle żyłam przeszłością, rozpaczałam, wspominałam. Ale przychodzi taki moment, że stwierdziłam, że jednak z rzeczywistością się trzeba zmierzyć, jakkolwiek miałaby być bolesna - powiedziała.
Teraz Anna planuje kolejne działania, a założenie fundacji jest dla niej obecnie priorytetem.
Dziś jestem gotowa, żeby pójść do przodu. Dwa lata to jest dużo czasu i chyba otrząsnęłam się już z tego letargu - mówi Kalita.