Od niedzielnego wieczoru cała Polska żyje tragedią, jaka wydarzyła się na 27. Finale Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy w Gdańsku. Tuż po odliczaniu do "światełka do nieba" na scenę wtargnął nożownik, który zadał kilka ciosów Pawłowi Adamowiczowi. Prezydent stracił przytomność i natychmiast został przewieziony do szpitala, gdzie przeszedł kilkugodzinną operację. Niestety, obrażenia były zbyt rozległe i jego życia nie udało się uratować.
W żałobie pogrążeni są rodzina, współpracownicy, przyjaciele i znajomi prezydenta, a także gdańszczanie, którzy sześć razy wybierali go na urząd. Reszta Polaków także nie może wyjść z szoku. Trwają analizy tego, co się stało. Część komentatorów twierdzi, że winna jest atmosfera wrogości i nienawiści, regularnie podsycana przez większość stron sporu politycznego. Eksperci są zdania, że w takiej atmosferze u osób słabszych i zaburzonych psychicznie może dojść do eskalacji agresji, której efektem są tego typu desperackie działania.
Wiadomo, że napastnik był kryminalistą, który niedawno wyszedł z więzienia, gdzie odsiadywał wyrok za napady z bronią w ręku. W trakcie odbywania kary zdiagnozowano u niego zaburzenia psychiczne. Mężczyzna przyjmował m.in. leki na schizofrenię.
Po ataku sprawca wyrwał jednemu z prowadzących mikrofon i krzyczał do zgromadzonego tłumu. Można było odnieść wrażenie, że jest dumny z tego, co zrobił. Co ciekawe, mimo że nożownik zamordował Adamowicza na oczach tłumu,... nie przyznaje się do winy. Znawcy kryminalistyki obawiają się, że mogą się pojawić naśladowcy szaleńca. We wtorek na Twitterze opublikowano niepokojące informacje o zatrzymaniu mężczyzny, który miał wejść z nożem do budynku Sądu Apelacyjnego.
Teraz głośno jest o kolejnym incydencie. Jak podaje Express Ilustrowany, w poniedziałek około godziny 21 operator numeru alarmowego 112 odebrał telefon z groźbami.
Zginął Adamowicz, zginie Tusk, do widzenia. Dostanie kulką w łeb - powiedział anonimowy mężczyzna.
W sprawie śledztwo wszczęli już policjanci z Komendy Miejskiej Policji w Gdańsku.
Policjanci z komendy miejskiej po odebranym zgłoszeniu zabezpieczyli nagranie z zarejestrowaną rozmową telefoniczną. W trakcie czynności funkcjonariusze przesłuchali pracownika Wojewódzkiego Centrum Powiadamiania Ratunkowego. Policjanci wystąpili do prokuratury z wnioskiem o przyjęcie zawiadomienia oraz wniosku o ściganie od pokrzywdzonego. Nad sprawą pracują również kryminalni, którzy analizują zdobyte informacje, mając na celu jak najszybsze typowanie sprawcy oraz jego zatrzymanie. W związku ze zgłoszeniem policjanci z komendy miejskiej prowadzą postępowanie przygotowawcze w sprawie kierowania gróźb karalnych - mówi asp. sztab. Mariusz Chrzanowski w rozmowie z Dziennikiem Bałtyckim.
Zdaniem ekspertów, nie wolno teraz bagatelizować żadnych niepokojących sygnałów.
Niestety, zjawisko naśladownictwa jest dobrze udowodnione. W tak dużym kraju jak Polska, istnieje ogromne niebezpieczeństwo wystąpienia naśladowców. Niektórym osobom nagłaśniane zdarzenia podsuwają gotowe pomysły na to, co mogliby zrobić - mówi dr Wiesław Baryła, psycholog społeczny Uniwersytetu SWPS.