W miniony weekend Stan Boryszostał przewieziony do jednego w warszawskich szpitali po tym, jak zasłabł w swoim mieszkaniu. Na szczęście gościł akurat znajomych, których szybka reakcja najprawdopodobniej uratowała mu życie. Wcześniej muzyk przez kilka dni skarżył się na silne bóle głowy, jednak myślał, że to zwykła migrena i zwalił winę na smog.
W szpitalu stwierdzono, że to nie migrena tylko udar niedokrwienny. Specjalistyczne badania potwierdziły wstępną diagnozę, a następnie lekarze zajęli się ustalaniem rozmiaru strat.
Niestety, okazały się one znaczne. Jak ujawnia Super Express, doszło do paraliżu lewej strony ciała i utraty czucia w lewej ręce. Przy łóżku muzyka czuwa partnerka, Anna Maleady, która na wieść o tym, co się stało, pierwszym samolotem wróciła z Nowego Jorku do Warszawy.
Stan nie może ruszać lewą ręką - ujawnia informator tabloidu. Jest przy nim Ania, która dba o to, żeby niczego mu nie zabrakło i miał najlepszą opiekę. Stale konsultuje się z lekarzami z USA i osobiście przynosi owoce i wodę mineralną. Choć z powodu epidemii grypy w szpitalu ograniczane są wizyty, Anna ze względu na ciężki stan ukochanego, może być przy nim jak długo zechce.
Stan otrzymał natychmiastową pomoc od przyjaciół krewnych, kolegi lekarza oraz od Fundacji Lex Nestora - ujawnia partnerka artysty. Oni zadbali, by był zabrany karetką. *Tak naprawdę uratowali mu życie, dziękuję. *
W najbliższych dniach muzyk zostanie przewieziony do innej placówki, gdzie rozpocznie rehabilitację. Na szczęście, jak ujawnia tabloid, udar nie uszkodził części mózgu, odpowiedzialnych za mówienie.
Dziękuję wszystkim za modlitwę i wsparcie - powiedział Stan Borys dziennikarzowi Super Expressu.