Gdy na początku lat dwutysięcznych Avril Lavigne pojawiła się na rynku muzycznym, zbuntowana nastolatka z miejsca osiągnęła gigantyczny sukces. "Rockowa" odpowiedź na dziewczęcą Britney Spears stała się wzorem młodzieży: miliony dziewczyn na całym świecie wolało utożsamiać się z nieidealną, lecz autentyczną Kanadyjką niż z kolejnym, popowym produktem stworzonym do zarabiania pieniędzy. Niestety, z biegiem lat popularność Lavigne zaczęła drastycznie maleć, co niewątpliwie miało związek ze słabszą jakością wydawanych singli i zdecydowanie mniejszą liczbą wystąpień publicznych. W pewnym momencie wielbiciele gwiazdy wysnuli nawet teorię, że "prawdziwa" Avril popełniła samobójstwo i została zastąpiona przez identyczną sobowtórkę o nazwisku Melissa Vandella.
Najnowsze zdjęcia z imprezy Westwood One Radio Roundtables dowodzą, że Avril Lavigne wciąż żyje i ma się dobrze. W piątek 34-latka pojawiła się w Los Angeles na imprezie poprzedzającej 61. galę rozdania nagród Grammy. Patrząc na najnowsze zdjęcia Lavigne trzeba jej przyznać, że piosenkarka niewiele się zmieniła w ciągu ostatniej dekady. Tego dnia Avril postawiła na charakterystyczną dla siebie, rockową stylizację składającą się z koszulki z nadrukiem eksponującej wytatuowane ręce artystki, do której dobrała spodnie-rurki i ciężkie, skórzane buty. Uwagę zwracały również gęste blond doczepy i infantylna biżuteria gwiazdy.