Trwa ładowanie...
Przejdź na

Kamil Sipowicz wspomina Korę w trudnym wywiadzie: "Przeszła piekło, a ja z nią. Nie mogłem sobie pozwolić, że zacznę płakać"

226
Podziel się:

"Przerzut na mózg to jest koszmar, którego nie zrozumie nikt, kto nie miał z tym do czynienia" - ujawnia mąż zmarłej wokalistki.

Kamil Sipowicz wspomina Korę w trudnym wywiadzie: "Przeszła piekło, a ja z nią. Nie mogłem sobie pozwolić, że zacznę płakać"

Minęło pół roku od śmierci Kory, która odeszła 28 lipca o świcie, w wieku zaledwie 67 lat. W ostatnich tygodniach życia pracowała nad piosenkami na nową płytę, a zaledwie półtora miesiąca przed śmiercią urządziła w swoim domu na Roztoczu huczne przyjęcie urodzinowe.

Niestety, ostatnia hospitalizacja w placówce w Zamościu rozwiała nadzieje na przedłużenie piosenkarce życia. Na życzenie pacjentki lekarze wypisali ją do domu, by mogła spokojnie odejść w otoczeniu najbliższych. Umierała w noc zaćmienia Księżyca, w obecności męża, synów z żonami, wnuka i przyjaciół.

Wielka, czerwona pełnia Księżyca i jego najdłuższe zaćmienie od stu lat - wspomina teraz Kamil Sipowicz w rozmowie z Newsweekiem. Wystawiliśmy na dwór lunetę, paliliśmy ogniska, oglądaliśmy gwiazdy. Cały czas ktoś mówił do Kory, choć była nieprzytomna. Zmarła o godzinie 5.27 rano. Wszystkie psy były w salonie, nawet Pipi, która pojawia się raz do roku. Najchętniej zrobiłbym wielki stos i spalił Korę po tybetańsku, ale mnie powstrzymano.

Po śmierci żony Kamil Sipowicz nie chciał rozmawiać z dziennikarzami. Dopiero po upływie pół roku odnalazł w sobie siłę, by opowiedzieć o ostatnim etapie życia Kory. W obecnych czasach większość ludzi woli wypierać ze świadomości tak trudne tematy jak śmierć. Sipowicz przeciwnie - postanowił się z nim zmierzyć. W przejmująco smutnym wywiadzie, bez upiększania i pudrowania rzeczywistości, wspomina najcięższe chwile odchodzenia ukochanej kobiety.

Od momentu rozpoznania u Kory raka, który był wykryty za późno, by go skutecznie wyleczyć, choroba trwała pięć lat - ujawnia. Myślę, że rok dał jej lek Olaparib, którego refundację wywalczyłem wraz z Korą. Z rok przedłużyła jej życie marihuana, dlatego tak walczyliśmy o jej legalizację. W pewnym momencie wszystko wydawało się opanowane. Oglądaliśmy filmy, czytaliśmy książki, piliśmy kawkę, trzymaliśmy się za ręce i nagle to się skończyło. Kora poszła po coś do kuchni i słyszę, że jakoś dziwnie stuka, tak miarowo. Idę do niej, a ona stoi przy zlewie i przekłada coś brudnego z ręki do ręki. "Co ty robisz?" - pytam. "Nie widzisz, bucu głupi? Porządkuję to!". I wzięła to wszystko do sypialni na górę. Wtedy do mnie dotarło, że to jest zerwanie z rzeczywistością. Że jest nieświadoma tego, co robi. Przerzut na mózg to jest koszmar, którego nie zrozumie nikt, kto nie miał z tym do czynienia. Kora przeszła piekło, a ja z nią. Innego dnia wzięła mój najpiękniejszy kapelusz i zaczęła go ciąć. "Chcę ci go ulepszyć" - powiedziała. Gdy już był pocięty na strzępy, stwierdziła: "Coś mi chyba nie wyszło". Ona, która całe życie tworzyła, robiła cudowne rzeczy, zaczęła nagle niszczyć.

Sipowicz wspomina, że nawet gdy lekarze rozłożyli ręce, liczył na przełom. Chociaż, jak sam podkreśla, myśli racjonalnie i nie wierzy w cuda, chwytał się wszelkich sposobów.

Do samego końca wierzyłem, że uratuję Korę. Poszedłem nawet do bioenergoterapeuty. W ogóle nie wierzę w takie rzeczy - przyznaje. Kora też nie, ale tonący brzytwy się chwyta. To było wtedy, gdy powiedziała, że dalej już nie walczy. Ja walczyłem do końca. Ciągle, wtedy i potem słyszałem, że powinienem był zrobić to czy tamto, to może by żyła. Bzdury. Robiłem wszystko, co było w mojej mocy, żeby ją ratować. Najpierw było specjalne łóżko, potem wózek, bo zaczęły się kłopoty z chodzeniem, a ja wciąż wierzyłem, że z tego wyjdzie. To był listopad 2017 roku. Profesor Mirosław Ząbek usunął guz z móżdżku i przez kilka tygodni było dobrze. Ale potem znowu była coraz bardziej pobudzona.

Wyrzuciła mnie z domu. Potwornie na mnie krzyczała, ale wiedziałem, że to jest wynik choroby, że ona nad tym nie panuje. Jechała po mnie aż do trzewi. Był moment, kiedy mówiła, że jest szczęśliwa, że wręcz wstydzi sie tego, jaka jest szczęśliwa. A potem zaczynała się jazda w przeciwnym kierunku. Kazała nam zmieniać dywany z pokoju do pokoju, przenosić łóżka. Krzyczała, że wszystko jest źle. Wszystko, co można sobie wyobrazić najgorszego, to było, wszystko. Wszystko po kolei. Wiedziałem jednak, że nie mogę odpuścić, bo nikt nie ma pojęcia, jak to ogarnąć. Nie mogłem sobie pozwolić, że zacznę płakać, albo myśleć, że się powieszę. Miałem konkretną robotę do wykonania: hospicjum, lekarstwo, recepta, lekarz. Dom trzeba było wyłożyć podściółkami, bo zaczęła się przewracać, spadać ze schodów. Potem przestała chodzić, w końcu mówić. Przyszedł moment, gdy zaczął się ból. Kora zaczęła strasznie krzyczeć. Potem była już nieprzytomna. Puszczałem jej muzykę. Trzymaliśmy ją za ręce. Dopiero teraz zaczyna do mnie docierać, co się wtedy działo. *Dopiero teraz zaczynam rozumieć jej śmierć. *

Krótko po śmierci Kory odeszła jej ukochana suczka rasy bolońskiej. Bliscy piosenkarki są przekonani, że umarła z tęsknoty.

W ostatniej fazie choroby nikt nie zwracał na Ramonkę uwagi. Wskakiwała na łóżko, a myśmy ją zganiali - wspomina Sipowicz. I nagle Kory zabrakło, a Ramona została. Od razu zaczęła chorować. Ugryzł ją komar i zainfekowała się czymś bardzo rzadkim. Nikła w oczach. Zrobiliśmy jeszcze transfuzję, przywiozłem ją z Zamościa do Warszawy. *Weszła na łóżko Kory i umarła. Myślę, że przede wszystkim z tęsknoty. *

Chociaż Kora do końca pozostała wierna swojemu ateistycznemu światopoglądowi, duchowość, a nawet mistycyzm były jej bliskie. Kamil Sipowicz, chociaż też mu nie po drodze z jakąkolwiek religią instytucjonalną, zapewnia, że bez przerwy czuje obecność ukochanej żony.

Całe życie byłem człowiekiem wątpiącym, a teraz wiem, że to nie jest koniec - wyznaje. Całe życie byłem człowiekiem dość twardo stąpającym po ziemi, ale zdarza mi się, że siedzę w domu i nagle sam uruchamia się telewizor. Patrzę, a na ekranie ikona Kory, bo każde z nas miało własną do uruchamiania programów. Wiem, że to brzmi jak z horroru klasy B o duchach, ale to się wydarzyło naprawdę. Mam problem ze znalezieniem języka do opisania tego, co mi się wydarza. To jest doświadczenie absolutnej obecności Kory. Zmarła, została spalona, ale istnieje. Nie w sensie metaforycznym, inspirującym, choć to oczywiście też, ale w sensie kontaktu z osobą. *Ona ingeruje w moje życie. *

Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
KOMENTARZE
(226)
Gość
5 lata temu
Wiem jak to wygląda bo widziałam na własne oczy / piekło na ziemi nie można nic zrobić
Gość
5 lata temu
Wraz z Korą umarła cząstka prawdziwego Rocka.
An
5 lata temu
Strasznie cierpiała,no i chyba wcześniej nic nie było wiadomo o przeżutach na mózg.
Gość
5 lata temu
Każdy umrze tego jesteśmy pewni jak 2x2
Gość
5 lata temu
Kazdy z nas jest inny, prosze nie oceniac, moze tak mu lżej..
Najnowsze komentarze (226)
gość
5 lata temu
Niestety jej światopogląd ateistyczny sprawił, że teraz Kora cierpi w piekle.
Gośća
5 lata temu
Wiem co to rak i choroba w rodzinie współczuję rozumiem każdego w 100 procentach......
Dorota
5 lata temu
Smutne, oczywiście, że smutne ale Panie Sipowicz, daj pan spokój. Po co wywlekasz sprawy choroby Pani Olgi. Chcesz się na niej wzbogacić? Jesteś facet żałosny. Zero szacunku dla zmarłej.
gośćpiotr
5 lata temu
Co to kogo obchodzi jakieś brednie na temat pseudoartyski
gośćpiotr
5 lata temu
Co to kogo obchodzi jakieś brednie na temat pseudoartyski
gośćpiotr
5 lata temu
Co to kogo obchodzi jakieś brednie na temat pseudoartyski
gośćpiotr
5 lata temu
Co to kogo obchodzi jakieś brednie na temat pseudoartyski
gość
5 lata temu
Sipowicz weź się wreszcie do roboty. "P*****t i wrzud na zdrowym oraniźmie ..." i przestań już pier...
gość
5 lata temu
Rozumiem bezkres cierpienia, ale po co opowiadać światu tak intymne szczegóły umierania, cierpienia najbliższej osoby. to nie jest fair wobec niej
gość
5 lata temu
Rozumiem bezkres cierpienia, ale po co opowiadać światu tak intymne szczegóły umierania, cierpienia najbliższej osoby. to nie jest fair wobec niej
Ewa
5 lata temu
Jest Pani okrutna. Kiedyś panią ktoś oceni w cierpieniy
Gość
5 lata temu
Mój tata odszedł po niespełna 3 tyg. choroby pytałam czy boli ...mówił że nie..ale na rzęsach stanęłam żeby załatwić wszelkie leki by uśmierzyc ból...tak bardzo go kochałam i kocham że zrobiłabym wdzystko żeby nie cierpił i udało mi się to moje największe osiągnięcie życiowe . Reszta nie ma znaczenia ani uczelnie ani kasa nic się nie liczy..cieszy mnie tylko to co mogłam zrobic by godnie odszedł..tylko to się liczy..
lon
5 lata temu
Przykre to wszystko, ale Kora mówiła że potem nie ma już nic, człowiek umiera i koniec. A teraz Kamil opowiada że nad nim czuwa, że czuje jej obecność
Gość
5 lata temu
Bog jest.
...
Następna strona