19 lutego do mediów dotarła smutna wiadomość o tym, że w wieku 85 lat zmarł legendarny projektant Karl Lagerfeld. Przyczyną śmierci był najprawdopodobniej rak trzustki, chociaż Lagerfeld miał kłopoty zdrowotne już od kilku lat. Już dawno całkowicie wycofał się z życia publicznego i przestał pojawiać na pokazach.
Informacja o śmierci legendy zasmuciła świat mody, przede wszystkim te osoby, które miały przyjemność poznać Lagerfelda osobiście. Do tego grona zalicza się polska bizneswoman Joanna Przetakiewicz, która niejednokrotnie opowiadała w mediach o bliskiej relacji, jaka łączyła ją z dyrektorem artystycznym domu mody Chanel.
Właścicielka domu mody La Mania wspomniała projektanta w rozmowie z Pudelkiem.
Mogę tylko jedno powiedzieć, co jest strasznie ważne i mało kto o tym wie, że Karl był najcieplejszą osobą, jaką można sobie wyobrazić, bardzo szanował ludzi i bardzo ich kochał szczególnie tych, którzy byli blisko. Zawsze otwierał skrzydła i zawsze mi powtarzał, zawsze sięgaj po marzenia. Nie bój się. On mnie bardzo wspierał i jestem najlepszym przykładem, że dla niego nie miało znaczenia, czy ktoś miał wielką firmę czy nie. To była osoba, która nie miała w sobie absolutnie żadnej arogancji. On był jak święty Mikołaj, zawsze o wszystkich dbał, troszczył się o tych, których miał w pobliżu, oczywiście tych ludzi było bardzo mało, ale jak już wybrał kogoś, to był lojalny całe życie. To było nieprawdopodobne - powiedziała nam.
Przetakiewicz wspomniała też, jak zaczęła się jej relacja z ikoną mody.
Poznała nas wspólna znajoma, która pracowała z Karlem 20 lat wcześniej, powiedziała, że Karl zakocha się w mojej energii i koniecznie musimy się poznać. Kiedy go poznałam, to było coś niesamowitego. Tam nie było dystansu, nie było arogancji, tam było tylko ciepło, otwarcie. Nie wspominając o wielkim geniuszu i wielkim talencie, zawsze mówił, że chce się rozwijać, że chce się uczyć nowych rzeczy. Rozmawialiśmy na jakiś temat, on miał tysiące książek, bo był kolekcjonerem książek i albumów i mówił: "Wiesz co, ja mam książkę na ten temat" i wyjmował tę książkę z 89. półki, nie szukał jej. Wiedział, gdzie ona jest. To był człowiek renesansu. Taki, jakich dzisiaj nie ma. Szalenie zdyscyplinowany i nieprawdopodobnie silny.
Nie zabrakło też osobistych wspomnień.
Siedzieliśmy na kolacji o 1 w nocy i ktoś podchodził z jego asystentów i mówił: "Weź go namów, żeby on już skończył tę kolację, bo my zaraz musimy ruszać do Saint-Tropez na photoshooting, wszyscy czekają". Ja w ogóle byłam w szoku, pierwsza w nocy, a on sesję ma od siódmej rano. Albo mówił mi: "Dżoana, robiłem wczoraj photoshooting i o drugiej w nocy wszyscy byli nieprzytomni i tylko ja byłem żywy". A najważniejsze jest to, że on był po prostu cudowny dla ludzi. Zawsze mówił, że bliskie relacje są najważniejsze, a jego przyjaciele są jego rodziną z wyboru i zawsze mogłam na niego liczyć. Nie ma dzisiaj takiej osoby, która go zastąpi.
_
_