Od dnia wprowadzenia państwowego programu 500+ kontrowersje budzi brak górnego pułapu zarobków, który mógłby warunkować, komu się to świadczenie należy. Jest to program dość kosztowny. W 2018 roku pochłonął 24,5 miliarda złotych.
Jak wyliczył Super Biznes, każdy pracujący Polak płaci na 500+ 112 złotych miesięcznie, bez względu na to, czy ma dzieci, czy nie. To oznacza, że dwoje rodziców czynnych zawodowo dostaje wprawdzie do ręki 500 złotych na dziecko, ale jednocześnie państwo zabiera im po cichu 224 złote, ukryte w opłatach, podatkach i podwyżkach.
Wkrótce wszystkie kwoty związane z programem 500 plus jeszcze wzrosną, bo Prawo i Sprawiedliwość na konwencji wyborczej obiecało rozszerzenie programu również na pierwsze dziecko.
Wedle ostrożnych szacunków, będzie to kosztowało podatników dodatkowe 20 miliardów złotych rocznie, co oznacza, że koszt wspierania dzietności w Polsce wzrośnie do blisko 45 miliardów złotych, co powiększy deficyt budżetowy do 50 miliardów.
Premier Mateusz Morawiecki zorientował się, że robi się krucho z pieniędzmi, więc zaapelował do zamożnych, by poważnie zastanowili się, czy 500 złotych na dziecko jest im naprawdę potrzebne.
Uważam, że powinni zważyć we własnym sumieniu, czy pieniądze, które przydadzą im się tylko na tak zwane waciki są im niezbędne - ogłosił w Super Expressie.
W tym samym tabloidzie zarabiający 12 tysięcy złotych miesięcznie poseł PiS Marcin Horała wyjaśnił, że to oczywiste, że jak dają to trzeba brać.
W sensie na pierwsze dziecko, bo na drugie już pobieram - chwali się w gazecie. Pytanie "dlaczego?" jest dla mnie, przyznam, dość niezrozumiałe. Równie dobrze można by spytać, dlaczego na przykład rozliczam w PIT kwotę wolna lub ulgę na dzieci. Jak każdy obywatel korzystam z przysługujących mi praw.
_
_