Kiedy tylko TVN ogłosił plany reaktywacji Big Brothera, chętni do prowadzenia programu sami zaczęli się zgłaszać. Trudno się dziwić, w stacji do tej pory pamiętają, jak po tym programie rozkręciła się kariera Martyny Wojciechowskiej. Jej pozycja w TVN-ie stała się tak mocna, że po Big Brotherze mogła realizować programy jakie tylko chciała.
Agnieszka Woźniak-Starak, która wyjątkowo wytrwale walczyła o posadę prowadzącej nowej edycji, najwyraźniej liczy na to, że z nią też tak będzie. Do pary producenci dali jej Bartka Jędrzejaka, przemiłego prezentera, który jednak ma doświadczenie głównie w zakresie przepowiadania pogody, więc tym Agnieszka tym bardziej może zabłysnąć na jego tle.
Trzecią prowadzącą, odpowiedzialną za nocne relacje z domu Wielkiego Brata miała być Urszula Chincz.
Od początku były wątpliwości, czy to dobry wybór. Chincz wydaje się być ciepłą i sympatyczną osobą, jednak brakuje jej przebojowości. Chociaż w TVN Style prowadzi Misję ratunkową, będącą połączeniem remontowego programu Doroty Szelągowskiej i Perfekcyjnej pani domu, to przez dwa sezony nawet nie zbliżyła się do poziomu popularności swoich koleżanek ze stacji.
Kiedy jednak wszyscy przyzwyczaili się do myśli o Chincz w Big Brotherze, w minioną niedzielę w ogóle się tam nie pojawiła. Zamiast niej weteranów pierwszego Big Brothera zabawiał Filip Chajzer.
Podobno poszło o pieniądze i o to, że Ula zniechęciła do siebie producentów nieudaną próbą szantażu.
Miała dostawać 500 złotych za każdy z półgodzinnych nocnych odcinków - ujawnia osoba z produkcji show. Uznała, że skoro zainteresowanie "Big Brotherem" jest tak duże, to powinna dostawać przynajmniej trzy razy tyle.
Kłopot w tym, że z ujawnieniem swoich oczekiwań finansowych czekała niemal do dnia rozpoczęcia programu. Chciała postawić producentów pod ścianą, licząc na to, że nikogo innego nie znajdą na ostatnią chwilę. Przeliczyła się.
Przeholowała. Nie sądziła, że z niej całkowicie zrezygnują - ujawnia źródło tabloidu.