Od kilku tygodni media na całym świecie ponownie rozpisują się o Michaelu Jacksonie w kontekście zarzutów o molestowanie seksualne nieletnich. Stało się tak po tym, jak stacja HBO wyemitowała film pt. Leaving Neverland, w którym dwóch mężczyzn opowiada o tym, że "król popu" wykorzystywał ich, gdy byli dziećmi.
Wyznania Wade’a Robsona i Jimmy’ego Safechuck’a budzą sprzeczne reakcje między innymi dlatego, że przez całe życie obaj bronili Jacksona i wielokrotnie w sądzie pod przysięgą zeznawali, że nigdy nie byli jego ofiarami. Dziesięć lat po jego śmierci zmienili zeznania i aktualnie odbywają rajd po programach telewizyjnych, gdzie zdradzają szczegóły rzekomego molestowania.
Opinia publiczna podzieliła się na dwa obozy. Po jednej stronie stoją ci, którzy są przekonani, że Michael był pedofilem i dokonują bojkotu jego twórczości. Niektóre stacje radiowe przestały grać jego utwory, a ci, którzy dotąd chwalili się "znajomością" z nim, dziś kasują wspólne zdjęcia.
Przypomnijmy: Były prezydent Warszawy też odcina się od Jacksona. Usunął z Facebooka wspólne zdjęcia
Na drugim biegunie są obrońcy artysty, którzy uważają, że Jackson był niewinny, a oskarżycielom chodzi o wyłudzenie pieniędzy i wypromowanie się. Cała sprawa dramatycznie odbija się na najbliższych Michaela. Jego syn, Blanket, w wyniku ostatnich wydarzeń przestał mówić, a córka, Paris, ponoć próbowała odebrać sobie życie.
W sprawie wypowiadają się przedstawiciele różnych środowisk. Najwięcej komentatorów jest oczywiście wśród ludzi z show biznesu. Teraz głos zabrała Barbra Streisand, która także obejrzała kontrowersyjny "dokument". Piosenkarka uważa, że opisywane w filmie historie mogą być prawdziwe, ale nie oznacza to, że Robson czy Safechuck faktycznie ucierpieli.
W rozmowie z magazynem Times gwiazda wyjaśnia, że należy winić rodziców chłopców, którzy wysyłali ich na ranczo Jacksona, pozostawiali bez opieki i pozwalali im spać w jednym łóżku z gwiazdorem, licząc zapewne na to, że ich dzieci zrobią karierę. Piosenkarka uważa też, że rzekome skłonności pedofilskie Jacksona były wynikiem traumatycznej młodości.
Jego potrzeby seksualne były jego potrzebami i wynikały z dzieciństwa lub płynęły z jego DNA. Żal mi tych dzieci. Winię rodziców, którzy pozwalali swoim dzieciom spać z nim - ocenia gwiazda.
Dodatkowo Streisand zwraca uwagę, że w filmie mężczyźni podkreślają, że w tamtym czasie nie czuli się wykorzystywani, a wręcz lgnęli do Jacksona i nie mogli doczekać się kolejnych spotkań.
Możecie powiedzieć "molestowani", ale te dzieci, jak słyszeliście, były zachwycone, że mogły z nim być - dodaje artystka.
Barbra uważa też, że gdyby to doświadczenie naprawdę mocno ich straumatyzowało, dziś nie wiedliby tak normalnego życia, jak pokazano na filmie - obaj mają żony i są ojcami.
(...) więc to doświadczenie ich nie zabiło. Współczuję im i współczuję Michaelowi - podsumowuje artystka.
Samego Jacksona Barbra wspomina jako "bardzo słodkiego, dziecinnego" człowieka. Słowa piosenkarki wywołały poruszenie na Twitterze, gdzie przeciwnicy Michaela piszą m.in., że "spalą jej płyty".