Przywrócony po latach Big Brother miał być przebojem wiosennej ramówki. Kandydaci na prowadzących sami garnęli się do programu. Ostatecznie wybrano Agnieszkę Woźniak-Starak, która nieco egzaltowanie wspominała w wywiadach, że o prowadzeniu tego programu marzyła od czasu studiów, Bartka Jędrzejaka, znanego dotąd jako prezentera pogody w śniadaniówce oraz Filipa Chajzera i Małgorzatę Ohme.
Początkowo zamiast Chajzera miała wystąpił Urszula Chincz, ale podobno przedobrzyła z roszczeniami finansowymi. Szybko i bez żalu zastąpiono ją Filipem, o co ponoć Ula ma do niego osobisty żal.
Jak się okazuje, nie tylko ona. Z Filipowi nie po drodze jest też Małgorzacie Ohme.
Swoją drogą, to, że media rozpisują się na temat interakcji między prowadzącymi, nie poświęcając uwagi uczestnikom show, kiepsko świadczy o nowej edycji. Nikt chyba nie spodziewał się, że wypadnie aż tak tragicznie, żeby trzeba było ratować się podsycaniem plotek o konfliktach wśród prowadzących…
Jak donosi Fakt, po kilku nocnych relacjach prowadzonych wspólnie przez Filipa i Małgorzatę, stało się jasne, że nie pasują do siebie. Chajzer, pragnąc skupić całą uwagę na sobie, wygłupiał się i zakrzykiwał Ohme, co sprawiało, że wszystko, co mówili stawało się trudne do zrozumienia.
Podobno o zmianę formuły relacji poprosili sami widzowie. To dość optymistyczne założenie, bo sugeruje, że ktoś to jednak ogląda. Znacie takie osoby?
Na prośbę widzów produkcja postanowiła ich rozdzielić - potwierdza informator Faktu. Małgosia przeczytała wiele ciepłych słów od widzów, którzy piszą, że gdy prowadzi sama, program zyskuje na jakości. Oni mają różne osobowości. Gosia jest ciepłą i spokojną dziennikarką, a Filip ciągle chce się wygłupiać. To jej przeszkadzało, bo musiała walczyć o dojście do głosu, zamiast skupić się na rozmowie o mieszkańcach.