Nie ma chyba potrzeby przypominać, że Doda słynie z burzliwych rozstań. Kiedy pozbywa się kolejnych ukochanych ze swojego życia, widowiskowo wyrzuca też ich rzeczy osobiste do kontenerów na śmieci lub pali na balkonie. Potem bardzo się dziwi, że potraktowani w ten sposób mężczyźni nie chcą mieć z nią więcej nic wspólnego.
Jednak nawet biorąc pod uwagę bogate doświadczenie Dody w dziedzinie rozstań, ostatnie przebiło wszystko. Skłóceni byli kochankowie mają za sobą procesy o pierścionek zaręczynowy, porysowany samochód oraz szafę wraz z zawartością, którą podobno Doda ukradła, przechodząc przypadkiem z tragarzami.
Jej były chłopak twierdzi, że posunęła się nawet do szantażu. Jak ujawnił, w 2017 roku odwiedzili go w biurze opłaceni przez nią i jej nowego chłopaka gangsterzy, który życzliwie poradzili, by wpłacił milion złotych na jej konto, jeśli zależy mu na zdrowiu swoim i bliskich.
Policja doprowadziła wtedy Dodę siłą do prokuratury, a reprezentujący byłego narzeczonego Dody mecenas Roman Giertych złożył wniosek o zmianę kwalifikacji czynu z szantażu na wymuszenie rozbójnicze w ramach zorganizowanej grupy przestępczej, za co grozi nawet do 10 lat więzienia. Termin rozprawy nadal nie został wyznaczony.
Wtedy nie było mowy o narzędziach, którymi próbowano wymusić na szantażowanym mężczyźnie wymagane przez Dodę zachowanie. Chodzi oczywiście o słynne materiały ukazujące byłego chłopaka Dody z wibratorem analnym. On sam twierdzi, że podczas urlopu w 2015 roku na Seszelach, dokąd udali się z Doda we dwoje, został odurzony, a następnie wykorzystany seksualnie, a nagrany telefonem filmik posłużył potem do szantażu. W tej sprawie złożył pozew w sądzie, a jego pełnomocniczką została mecenas Barbara Giertych.
Potwierdzam, że dowody w sprawie o gwałt są w rękach organów ścigania - komentuje powód w rozmowie z Faktem. Zostały znalezione podczas zatrzymań w 2017 roku. Miały je osoby, które przesłuchiwano w sprawie szantażowania mnie.
Nie wymienia nazwisk, jednak wystarczy sięgnąć do protokołów sądowych, żeby sprawdzić, że przesłuchano wówczas Dodę, jej obecnego męża Emila S. oraz Jerzego Ch., Marka W. i Jacka M.
Z kolei reprezentujący Dodę mecenas Adam Gomuła zapewnia, że żadnego gwałtu na Seszelach nie było. Całą winę za użycie wibratora analnego zwala na Rafalalę, która, jakże wygodnie i z perfekcyjnym wyczuciem czasu, zdążyła już ogłosić, że w tym czasie uprawiała seks z byłym narzeczonym Dody.
Pani Dorota nie ma absolutnie nic wspólnego z tym zdjęciem. Z tego, co mi wiadomo, to w ciągu ostatnich dwóch dni pojawiła się osoba, która potwierdziła okoliczności powstania tego zdjęcia, potwierdziła ich spotkania - komentuje adwokat Dody w Super Expressie. Wszelkie możliwe nośniki elektroniczne pani Doroty były zabezpieczone w momencie jej zatrzymania w listopadzie 2017 r. Po dokładnym zapoznaniu się przez policję z tymi materiałami absolutnie żadnego materiału o jakichkolwiek treściach związanych z osobą powoda nie ujawniono. Ostatnie publikacje są próbą odwrócenia uwagi od rzeczywistych problemów związanych z powstaniem takiego zdjęcia i treści na nim ujawnionych. Takie treści nie stawiają w korzystnym świetle, stąd próby odwrócenia uwagi i przedstawienia siebie jako ofiary zdarzenia.
Jak myślicie, co tam się naprawdę wydarzyło?