W poniedziałek w warszawskim sądzie doszło do pierwszej rozprawy o alimenty między Weroniką Rosati i Robertem Śmigielskim. Przebiegła naprawdę nerwowo. Zobacz:Rosati i Śmigielski wdali się w awanturę w sądzie: "Robisz przedstawienie przed prasą... Tak właśnie MOJE ŻYCIE WYGLĄDAŁO"
Aktorka domaga się kwoty 22 tysięcy złotych miesięcznie, a ortopeda uważa, że w zupełności wystarczą cztery tysiące. W zamian za to oczekuje, że Weronika zgodzi się na naprzemienną opiekę nad córką.
Niestety, kiedy wyraził w sądzie takie życzenie, Weronice puściły nerwy. Chyba się tego nie spodziewała. Jej reakcja wskazywała, że była przygotowana na burzliwy przebieg rozprawy, ale chyba liczyła, że kłótnia ograniczy się do kwestii finansowych.
Tymczasem Śmigielski w uzasadnieniu wniosku o naprzemienną opiekę napisał, że od października zeszłego roku Weronika konsekwentnie odmawia mu spotkania z córką, a na dodatek bez jego zgody wywiozła ją za granicę.
Rosati, jak się okazało, też przygotowała niespodziankę. Zaskoczyła Śmigielskiego tym, że po cichu pozbawiła córkę jego nazwiska.
Weronika ma tę przewagę nad Robertem, że przezornie zadbała o to, by córka, z racji miejsca urodzenia, miała amerykańskie obywatelstwo. Ten fakt umożliwia przeprowadzenie wielu formalności za pośrednictwem amerykańskiego sądu, bez wiedzy Śmigielskiego. Rosati nie ukrywa, że zamierza ten fakt wykorzystać na ile tylko się da.
Tak, zmieniłam nazwisko, bo ojciec stosował przemoc domową - wyjaśniła w sądzie. W Stanach za przemoc domową byłbyś aresztowany. A tak w ogóle to chciałam ci powiedzieć, że masz się trzymać ode mnie na 91 metrów.
Wiesz, że kłamałaś - odpowiedział Śmigielski, który konsekwentnie wypiera się stosowania wobec byłej partnerki jakiejkolwiek formy przemocy. Chcę zobaczyć dziecko! Kiedy zobaczę się z dzieckiem?
Weronika, jak to ona, od razu postanowiła podzielić się swoimi przeżyciami z policją.
Na razie nie chcę komentować, wydarzenie zgłosiłam na policji i złożę zeznania - zapowiedziała dziennikarzowi Super Expressu.
_
_