22 maja miną dwa lata od śmierci Zbigniewa Wodeckiego. Wybitny polski artysta zmarł w wyniku komplikacji po operacji wszczepienia bajpasów. Muzyk był wówczas w trakcie trasy koncertowej celebrującej 40-lecie jego scenicznej działalności, tak więc jego przedwczesny zgon jeszcze bardziej zszokował fanów artysty.
Trasa była jednak kontynuowana pod przewodnictwem córki Zbigniewa, Katarzyny Wodeckiej-Stubs. Niestety, nie obyło się bez sporej dawki kontrowersji. Bliska przyjaciółka zmarłego gwiazdora, Olga Bończyk, poczuła się pominięta przez organizatorkę. Co więcej, córka Wodeckiego nie pozwoliła jej zaśpiewać piosenki, którą muzyk chciał podobno oddać właśnie Oldze.
Wygląda na to, że aktorka w końcu będzie miała okazję wystąpić z wybranymi przez siebie utworami. Została bowiem zaproszona do wzięcia udziału w specjalnym odcinku Jaka to melodia, poświęconemu twórczości Zbigniewa Wodeckiego. Zostanie on wyemitowany w najbliższą niedzielę, w przeddzień urodzin śp. gwiazdora.
Przy okazji występu w programie artystka udzieliła wywiadu, w którym podkreśliła swoją zażyłość z Wodeckim.
Raz mi powiedział: Szkoda, że nie spotkaliśmy się wcześniej. (...) Bardzo dużo mieliśmy wspólnych, artystycznych planów na przyszłość. To wszystko już się nie zdarzy, ale zawsze w sercu będę miała jego rozpalone oczy i gdzieś tam wierzę, że Zbyszek trzyma za mnie kciuki - wyznaje aktorka.
Co więcej, Bończyk dodała, że nadal lubi zapytać swego przyjaciela o poradę. Nie dziwi to, biorąc pod uwagę, że już wcześniej opowiadała o swoich "konwersacjach" z Wodeckim.
Kiedy nie wiem, co zrobić, kiedy zastanawiam się, czy otworzyć te drzwi czy tamte, skupiam się, zadaję Mu pytanie i zawsze mam właściwą odpowiedź. Więc trochę jest tak, że go nie ma, ale jest.
Olga przytoczyła też anegdotę z życia Zbigniewa, mającą być dowodem na to, jak wrażliwym był człowiekiem.
Z całą pewnością o Zbyszku można powiedzieć, że był niezwykle dobrym, ciepłym, cudownym człowiekiem, którego kochała cała Polska. Zawsze dofinansowywał biednych panów, którzy na parkingach za popilnowanie samochodu oczekiwali jakiejś zapłaty. Pamiętam, że za każdym razem dawał im trochę więcej, niż trzeba było. Mówiłam: "Powiedz mi, Zbyszek, dlaczego Ty im tak dużo dajesz?", a on odpowiadał: "Widocznie potrzebują".