Kylie Minogue to jedna z tych nielicznych gwiazd, którym przez długie lata kariery w show biznesie udało się uniknąć większych skandali i wpadek. Powszechna sympatia, jaką budzi australijska "księżniczka popu", jeszcze się zwiększyła, gdy 14 lat temu zdiagnozowano u niej nowotwór. 36-letnia wówczas Minogue musiała przerwać trasę koncertową Showgirl, z którą właśnie dotarła do rodzinnej Australii i poddać się natychmiastowemu leczeniu. Dzięki błyskawicznie postawionej diagnozie i intensywnej terapii, Kylie udało się pokonać chorobę.
PRZYPOMNIJMY: Kylie wygrała z rakiem!
Niestety, nowotwór odcisnął trwałe piętno na zdrowiu piosenkarki. W najnowszym wywiadzie Minogue wyznała, że przez chorobę i chemioterapię straciła możliwość zajścia w ciażę.
Miałam 36 lat, gdy zachorowałam, więc i tak zbliżałam się już do końca tej drogi - wyznała w rozmowie z Sunday Times. I chociaż wtedy nie starałam się o dziecko, to czasem dopadają mnie myśli o tym,"co by było, gdyby...".
Minogue, która skończy w tym miesiacu 51 lat, przyznała, że musiała nauczyć się żyć z tą świadomością i nie robić sobie z tego powodu wyrzutów:
Mam teraz 50 lat i czuję się bardziej wyluzowana. Nie chcę się nad tym rozwodzić, ale czasem zastanawiam się, jaką byłabym mamą. Oczywiście, ludzie powtarzają, że są różne inne opcje, ale nie wiem, czy jestem na to gotowa - mówi Kylie. Nie mogę powiedzieć, że nie mam w życiu rzeczy, których żałuję, ale byłoby mi bardzo trudno iść do przodu, gdybym nieustannie zatrzymywała się przy tej sprawie i nad nią rozmyślała. Muszę podchodzić do tego filozoficznie i akceptować to, w jakim miejscu teraz jestem.
Nowotwór pokrzyżował Minogue nie tylko plany macierzyńskie, ale i zawodowe. W 2005 roku miała wystąpić na festiwalu Glastonbury, ale z powodu choroby musiała odwołać występ. W tym roku Kylie wreszcie uda się powrócić na scenę słynnej imprezy.