Historią Alżbety Lenskiej, która rok temu przeżyła pęknięcie tętniaka i dzięki szybkiej interwencji lekarskiej została uratowana żyła cała Polska. Aktorka przed zdarzeniem wiodła szczęśliwe życie matki i żony Rafała Cieszyńskiego. Grała w teatrze i realizowała kolejne zawodowe przedsięwzięcia. W wywiadzie z Anną Lewandowską otwiera się jednak i wspomina, że jej codzienność sprzed wypadku nie była zawsze "różowa":
Ja byłam pracująca, ale jakoś chyba nie doceniająca tej pracy i tego, co wokół mnie się działo. Porównywałam się z innymi, frustrowałam. Praca aktora to trudna praca: na castingach często ci mówią, że nie jesteś taki, jaki powinieneś być. Ja to brałam do siebie, przejmowałam się, a nie powinnam - mówi.
Codzienność była przeze mnie niedoceniana. Bardzo chciałam być taką perfekcyjną Panią we wszystkim: gotować zdrowe rzeczy, perfekcyjnie wychowywać dzieci, chciałam być idealną żoną: ładną, która musi mieć czas na randkę. To było męczące. Nawet jak było fajnie, to nie poświęcałam czasu, żeby się tym cieszyć. I wreszcie rok temu mną potrząsnęło. Ja to traktuję jak prezent, bo dzięki temu ocknęłam się.
Lenska wyznaje, że czas po otarciu się o śmierć był najlepszym w jej życiu:
Cieszyłam się, że schudłam. Szukałam w tym wszystkich fajnych, pozytywnych rzeczy. Przyjaciele byli ze mną, dookoła wielu ludzi i wsparcie - bardzo to było budujące. To może brzmieć dziwnie, ale to był najlepszy czas w moim życiu, najlepsze wakacje. Jak wróciłam ze szpitala, świeciło słońce, było przepięknie.
Wzruszają też słowa aktorki o tym, jakie rozmowy prowadziła z mężem, gdy znajdowała się w szpitalu:
(...) Jak mnie nie będzie, to on ma się nie martwić, na pewno będzie miał piękną kobietę i dobre życie. Poprosiłam go też - bo on jest introwertyk - żeby się bardziej otworzył, zapraszał ludzi do domu, na obiady, przyjmował gości, bo dzieci kochają otwarty dom. On tak siedział, słuchał i w całej abstrakcji tej sytuacji zaczął się śmiać. Po czym obiecał, że zrobi dokładnie tak, jak sobie życzę.