Weronika Rosati i Robert Śmigielski do procesu o ustalenie opieki nad małą Elizabeth podeszli w bojowych nastrojach. Ortopeda żalił się, że była partnerka broni mu dostępu do ukochanego dziecka, na co aktorka zareagowała zdziwieniem, ujawniając, że kochający tata potrafi miesiącami nie pamiętać, że ma córkę, a potem nagle sobie przypomina i przystępuje do zmasowanego ataku.
Milczy przez pół roku, nie zapyta, co się dzieje z Eli, czy rośnie, czy chodzi, czy czegoś jej potrzeba - wyznała w kwietniu tego roku. Potem przez dwa dni bombarduje mnie e-mailami, co tam u jego kochanej córeczki, a mnie zarzuca blokowanie kontaktów. Płaci, ile chce i kiedy chce.
Na szczęście emocje stopniowo opadały, chociaż po pierwszej rozprawie, zakończonej publiczną awanturą, nic na to nie wskazywało. Podczas drugiego spotkania w sądzie atmosfera była już spokojniejsza. Rosati i Śmigielski z dawno nie spotykaną zgodnością potwierdzili wtedy, że doszli do porozumienia w kwestii opieki nad córką. Zgodnie z zapowiedzią, sąd zawarł ich ustalenia w wydanym w piątek orzeczeniu.
Jak z niego wynika, Śmigielski mocno spuścił z tonu i wbrew szumnym zapowiedziom nie zamierza zamęczać Elizabeth swoją troską. Zgodził się na widzenia dwa razy w miesiącu, o ile Weronika z córką będą akurat przebywały w Polsce. W praktyce spotkana będą zapewne rzadsze, bo aktorka często wyjeżdża.
Sąd ustalił miejsce zamieszkania dziewczynki przy matce, ograniczając Śmigielskiemu prawa rodzicielskie, jednak zobowiązał Weronikę do tego, by przed każdym wyjazdem dłuższym niż cztery miesiące, informowała Śmigielskiego, że wywozi córkę z Polski. Przy spotkaniach ortopedy z córką musza być obecni Weronika oraz kurator.
Sąd, zaniepokojony wrogością, panującą między byłymi kochankami, wydał im skierowanie na przymusową mediację. Miejmy nadzieję, że specjalista zdoła nieco złagodzić nastroje przed czekającą ich sądową batalią o alimenty.