Żywot młodego projektanta rzadko kiedy jest łatwy, miły i przede wszystkim opłacalny. Na rynku nie ma zbyt wiele miejsc pracy w zawodzie, ponieważ duże firmy nadal preferują wysługiwanie się stażystami, którym płacą słabo albo wcale, proponując im posadę w zamian za wpis do CV. Przygotowanie kolekcji dyplomowej zwieńczającej ciężką pracę na studiach modowych potrafi natomiast kosztować fortunę, co nierzadko zmusza młodych artystów do zapożyczania się na ogromne kwoty. Do tego dochodzą jeszcze panoszący się po sieci blogerzy, którzy nieraz za nic mają sobie żmudną pracę projektantów.
Przekonała się o tym niedawno właścicielka początkującej brytyjskiej marki L.O.M. Fashion. O swoim nader nieprzyjemnym doświadczeniu z polskim blogerem i przyjacielem celebrytów, Mileksem, opowiedziała w swoim wyczerpującym wpisie na Instagramie, w którym przestrzegła innych kolegów po fachu przed nawiązywaniem współpracy z Polakiem.
Po opublikowaniu artykułów poświęconym całemu zajściu na Pudelku, rzekomo poszkodowana projektantka skontaktowała się z nami na Instagramie. W prywatnej wiadomości poprosiła, aby usunąć z artykułów słowo "kradzież", ponieważ sama go nie użyła. Postanowiliśmy tę prośbę uhonorować, zamieniając "kradzież" na przyjemniejsze dla ucha "przywłaszczenie" oraz "defraudację".
Zostałam poinformowana, że polski portal Pudelek napisał o tym w dwóch artykułach. Napisałam do nich, żeby usunęli słowo "kradzież" ponieważ sama go nie użyłam.
Wpis projektantki bloger potraktował jako osobisty sukces. Milex wywnioskował najwyraźniej, że skoro artystka prosi o nieużywanie słowa "kradzież" (zapewne ze względów prawnych) w odniesieniu do jego osoby, to czyni to z niego osobę niewinną.
No i macie prawdę od marki, która niby oskarżyła mnie o kradzież rzeczy - wyjaśniła. Niestety, z opowieści przyjaciół pracujących dłużej w polskim show biznesie dowiedziałem się, że z Pudelkiem bez sprawy w sądzie nie ma szans na trzeci artykuł z wyjaśnieniami, ale chociaż wy widzicie teraz prawdę - pisze z wyraźnym zadowoleniem bloger.
Ależ drogi Mileksie, Pudelek nie jest taki straszny, jak go malują. Spieszymy więc z wyjaśnieniami.
Zaledwie trzy godziny po poście apelującym o naniesienie korekty na artykuły, projektantka przystąpiła do dokładniejszej lektury naszych tekstów poświęconych jej konfliktowi z polskim blogerem.
Użyłam translatora Google, i jak widzicie, Pudelek nie ma o nim zbyt wysokiego mniemania po tym, jak zobaczył wasze niezliczone komentarze na mojej stronie - pisze L.O.M. Fashion.
Przypomnijmy, że chodzi jej o liczne komentarze innych projektantów, którzy również zostali doświadczeni przez rzekomo koszmarną współpracę z blogerem.
Następnie projektantka przystąpiła do wklejenia przetłumaczonych tekstów z Pudelka, aby przybliżyć zaistniałą sytuację swoim obserwatorom.
Dziękuję Pudelku za odszukanie mojego postu i pomoc w zdemaskowaniu Mileksa. Skontaktowała się ze mną cała masa Polaków, którzy wyrazili chęć wsparcia, tłumaczenia i doradztwo prawne. To wspaniałe. Bardzo doceniam waszą pomoc i wsparcia - czytamy na profilu L.O.M. Fashion.