Nie milkną echa po aferze wywołanej skandalicznym przebiegiem tegorocznej rekrutacji absolwentów podstawówek. Z powodu "kumulacji roczników" wywołanej reformą edukacji, szkoły muszą przyjąć prawie 370 tysięcy więcej uczniów niż rok wcześniej.
605 lubelskich uczniów nie znalazło się na listach żadnej z wymarzonych placówek ze względu na brak miejsc w szkołach, w związku z czym Lubelski Komitet Młodzieżowy zorganizował w poniedziałek strajk przed kuratorium oświaty i urzędem wojewódzkim pod hasłem "Nie chcemy cierpieć przez decyzje polityków". Kurator Teresa Misiuk, która wyszła porozmawiać z protestującymi, z rozbrajającą szczerością stwierdziła, że "marzenia nie zawsze się spełniają".
Jakby tego było mało, oliwy do ognia dolała wypowiedź wiceministra nauki i szkolnictwa wyższego Andrzeja Stanisławka, który w niedawnym wywiadzie dla _**Kuriera Lubelskiego**_ poradził, żeby poszkodowani uczniowie poszukali "odpowiedniej szkoły za granicą".
Taka myśl przychodzi mi do głowy, że może trzeba skorzystać z rozwiązań studenckich - powiedział Stanisławek. Nie wiem, czy jest jeszcze na to szansa, ale może uczniowie, którzy nie dostali się do żadnej szkoły, mogą poszukać odpowiedniej za granicą.
Jak nietrudno się domyślić, kontrowersyjne słowa wiceministra wywołały powszechne oburzenie, które doprowadziło do tego, że we wtorek Stanisławek podał się do dymisji.
Chciałbym przeprosić wszystkich, którzy poczuli się dotknięci moją wypowiedzią dla "Kuriera Lubelskiego", wypowiedzi nie autoryzowałem, w poczuciu odpowiedzialności postanowiłem jednak złożyć dymisję z funkcji wiceministra nauki i szkolnictwa wyższego - napisał na Facebooku.