Spór pomiędzy Arturem Borucem a jego byłą żoną, Katarzyną Modrzewską, trwa od dawna, ale chyba nigdy jeszcze nie był tak zaogniony jak teraz. Modrzewska zarzuca Borucowi, że jest fatalnym ojcem i nigdy nie interesował się synem. Z kolei Artur uważa, że była żona ma wygórowane wymagania w kwestii alimentów. Na dowód opublikował wniosek Katarzyny o podwyższenie ich do 20 tysięcy złotych (obecnie piłkarz płaci 15 tysięcy miesięcznie).
Z dokumentów przedstawionych przez piłkarza wynika, że Katarzyna wydaje miesięcznie na 11-letniego chłopca dwa tysiące na jego dojazdy do szkoły, tyle samo na sprzęt sportowy, 1,5 tysiąca na odzież oraz 900 złotych na jego ulubione owoce mango.
Wiele osób obserwujących i kometujących tę sprawę uważa, że takie wydatki są absurdalne. Udało nam się porozmawiać z osobą z otoczenia Katarzyny Modrzewskiej, która rzuca nieco inne spojrzenie na tę kwestię.
Tam są dwie istotne rzeczy, które nie mogą zejść z pola widzenia. Po pierwsze: my mówimy o milionerach, o ludziach bardzo bogatych. Tak jak on może jeść steki za pięć tysięcy, bo go stać, tak i dziecko może jeść mango, mieć komputery itd*_.* Alimenty regulują dwie rzeczy - potrzeby dziecka i możliwości rodzica. Przy takich zarobkach możliwości ojca są nieograniczone._
Druga sprawa to, że ojciec ma całkowicie wywalone w młodego, a zajmuje się wychowywaniem nie swojego dziecka, tylko jego żony - tłumaczy nasz informator.
Dodatkowo o komentarz poprosiliśmy samą Katarzynę Modrzewską.
Obowiązek alimentacyjny jest po obu stronach, w zależności od dochodów, ale wówczas, gdy oboje rodzice sprawują opiekę nad dzieckiem. Tu mamy sytuację, że ja w 100 procentach się z niego wywiązuję, a ojciec w ogóle! Poza tym, jego zarobki są nieporównywalnie większe - mówi kobieta. Mamy porozumienie podpisane przed rozwodem, w którym ojciec zobowiązuje się do regularnych wizyt, a jeśli on nie będzie mógł, to ja Alexa mam dowieźć. NIGDY z tego nie skorzystał! W tym postanowieniu zobowiązuje się do zakupu innych rzeczy. Nigdy tego nie zrobił!
Uzyskaliśmy dostęp do postanowienia, o którym mówi Modrzewska. Reguluje ono m.in. to, z jaką częstotliwością Artur powinien kontaktować się z dzieckiem. Spotkania miały się odbywać co najmniej dwa razy w miesiącu. W przypadku, gdyby Artur był za granicą, miał zapewnić synowi i jego matce przylot do siebie. Boruc miał też spędzać z synem jego urodziny oraz jeden tydzień wakacji. Dodatkowo zobowiązał się do kontaktowania z dzieckiem za pośrednictwem Skype’a trzy razy w tygodniu.
Jeśli chodzi o kwestie finansowe, Artur zgodził się na płacenie 15 tysięcy złotych miesięcznie na dziecko oraz 10 tysięcy na jego matkę, która w momencie podpisywania porozumienia (w 2009 roku) nie pracowała. Artur zobowiązał się też do zakupu "sprzętu sportowego oraz wyposażenia dziecka zgodnie z jego wiekiem i uzdolnieniami, a także zapewnienia mu podstawowych ubrań sezonowych adekwatnych do wieku i pory roku".
Modrzewska twierdzi, że z większości tych postanowień piłkarz się nie wywiązał.
Myślicie, że Artur odpowie jej na te zarzuty?