Minęło już pięć miesięcy odkąd żona Ryszarda Kalisza, Dominika wsiadła pijana do land rovera, w którym na tylnym siedzeniu znajdował się jej 3,5 letni synek i wyruszyła wężykiem w miasto, w piątkowe popołudnie.
Na szczęście jej zachowanie zaalarmowało pracowników stacji benzynowej, gdzie wcześniej tankowała. Wezwana w porę policja zapobiegła ewentualnemu nieszczęściu. Badanie alkomatem wykazało 2,5 promila.
Początkowo prokurator postawił Dominice K. tylko zarzut kierowania samochodem w stanie nietrzeźwości, ale w maju dołożył jej jeszcze narażenie synka na niebezpieczeństwo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu, za co grozi od trzech miesięcy do pięciu lat pozbawienia wolności.
Dominikę K. czeka także postępowanie dyscyplinarne w Okręgowej Izbie Adwokackiej, jednak chyba tu nie ma powodu do obaw. Rzecznik dyscyplinarny najpierw czekał na dokumenty z prokuratury, tłumacząc, że jeszcze ich nie dostał, chociaż rzecznik warszawskiej Prokuratury Okręgowej zapewniał, że zostały przesłane jeszcze z maju, a następnie oświadczył, że… nie będzie zajmował się tą sprawą.
Postępowanie dyscyplinarne będzie zawieszone do czasu prawomocnego wyroku sądowego w sprawie pani Dominiki K. - wyjaśnia w Fakcie mec. Krzysztof Stępiński.
Jak ujawnia tabloid, dodał, że prowadzenie samochodu przed Dominikę K. ze stężeniem alkoholu w organizmie wynoszącym 2,5 promila, "nie wpłynęło na jej pracę”.
Ta pani została zatrzymana w piątek po południu, czyli nie w trakcie pracy - tłumaczy rzecznik adwokatury.
Ewidentnie idą na przewlekanie sprawy - komentuje jeden z warszawskich mecenasów. Będzie udowadniał, że chodzi mu o prawdę, którą da dopiero sąd i oczywiście o fakt, że pani Dominika zatrzymana po pijaku w pracy nie była. Oczywiście, należałoby tu mówić o etyce zawodu, ale dzisiaj to już nie są czasy etyki...
_
_