O swoim stalkerze Justyna Kowalczyk opowiadała już przed 3 laty, kiedy to w rozmowie z portalem expert.sport.pl zdradziła, że jej niezrównoważony psychicznie fan przesiadywał pod domem jej rodziców uzbrojony w nóż. Mężczyzna ponoć zasypywał sportsmenkę "nie nadającymi się do publikacji" wiadomościami, a także był święcie przekonany, że jego życiową misją jest chronienie Justyny przed szatanem.
Przypomnijmy: Justynę Kowalczyk prześladuje psychofan z nożem!
Z najnowszego felietonu Justyny dla Gazety Wyborczej dowiadujemy się, że koszmar Justyny jeszcze się nie skończył. Mimo że z "opętanym przez szatana" stalkerem udało jej się już uporać, to na horyzoncie pojawił się nowy wielbiciel, który może okazać się jeszcze bardziej niebezpieczny, głównie ze względu na doświadczenie w służbach mundurowych.
Dla większości Polaków zjawisko stalkingu może być czystą abstrakcją, albo problemem, z którym muszą borykać się tylko osoby sławne. Justyna wytłumaczyła więc dokładnie, w jaki sposób osaczana jest przez budzącego niepokój fana.
Wyobraź sobie, że ktoś za tobą wszędzie jeździ. Nie, nie robi ci nic złego. Nie grozi. Po prostu jest. Widzisz go w hotelach, w których się meldujesz. Widzisz go, gdy jesteś w pracy. Zaczepia twoich współpracowników. Karmi twojego psa. Twoim rodzicom tłumaczy, jak dobrym jest materiałem na męża. Wypisuje w mediach społecznościowych rzeczy, których nie masz najmniejszej ochoty widzieć. I tak od kilku lat. Jest starszy. Jest byłym policjantem - podkreśla w felietonie.
Co gorsza, okazuje się, że obecny stalker to nie jedyny mężczyzna z obsesją, z którym Kowalczyk musiała zmagać się na przestrzeni lat.
Był już jeden od białych róż, co regularnie przybywał w białym garniturze. Był ten, który nazywał mnie najjaśniejszą panienką. Był od trzech pierścionków zaręczynowych. Był ten, co pod mostem spał i ostrzegał przed szatanem, który mnie podobno opętał. Było też kilku nienachalnych, kulturalnych. Wszystkim przechodziło. Ale jemu nie. Pan zaczął regularnie bywać w Ramsau, Santa Caterinie, w Strbskim Plesie. O Jakuszycach i Zakopanem nie wspomnę - wylicza przypadki niebezpiecznie przywiązanych fanów płci męskiej.
Jego działania zachwiały już nawet poczuciem bezpieczeństwa sportsmenki. Justyna przytoczyła przykład wyjątkowo niebezpiecznego zajścia, kiedy to rzeczony mężczyzna próbował wtargnąć do jej pokoju hotelowego w Zakopanem.
Ktoś po treningu zapukał. Ponieważ w recepcjach hoteli wszyscy wiedzieli, że numer mojego pokoju mogą udostępniać tylko komisarzom z kontroli dopingowej, otworzyłam. Myślałam, że to ktoś z drużyny. Byłam w ręczniku po prysznicu. Zamurowało mnie. Facet chciał mi się wepchnąć do pokoju. Zatrzasnęłam drzwi. Tego dnia posypało się moje poczucie bezpieczeństwa.
Z Zakopanego oprawca wybrał się w podróż za Justyną do Ramsau, gdzie narciarka przebywała na zgrupowaniu kadry. Dla Kowalczyk było to sygnałem, że uprzykrzający jej skutecznie życie człowiek musi być niezrównoważony, dlatego też postanowiła podjąć konkretne działania, aby odzyskać spokój ducha.
Miarka się przebrała. Już nie żyję na świeczniku. Układam swój świat na uboczu. Pragnę spokoju. Czuję się bardzo niekomfortowo, gdy ten człowiek, kontrolując i śledząc mnie, poznaje moje życie prywatne. Zaczął grozić bliskiej mi osobie. Zdecydowałam: idę na policję. Póki jeszcze nikomu nic nie zrobił - zadeklarowała narciarka.