W niedzielę mija dokładnie rok od śmierci Kory. Szalenie uzdolniona artystka odeszła 28 lipca 2018 roku po wieloletniej walce z nowotworem. Jej pogrzeb odbył się 8 sierpnia. Pożegnać gwiazdę przybyły największe nazwiska polskiej kultury, polityki i show biznesu, w tym: Monika Olejnik, Jerzy Buzek, Igor Herbut, Janusz Panacewicz, Stan Borys, Nina Terentiew, Piotr Metz i Kuba Wojewódzki.
Z okazji pierwszej rocznicy śmierci gwiazdy jej mąż Kamil Sipowicz udzielił obszernego wywiadu dziennikarce TOK FM Darii Dziewięckiej, w którym zdradził jak ma zamiar spędzić 28 lipca, oraz jak wyglądał jego pierwszy rok bez Olgi Jackowskiej.
Pojadę na Roztocze, do Bliżowa, tam gdzie Kora odeszła. Tam chcę spędzić czas. Pojadę kilka dni wcześniej. Przyjadą też znajomi, którzy byli w ostatnich dniach Kory. Rozpalimy ognisko, zrobimy grilla, tak jak to się odbywało dokładnie rok temu. Wtedy był teleskop i oglądaliśmy zaćmienie, które wtedy było - wspomniał w rozmowie z TOK FM.
Dodał też, że rozważa wybranie sie na koncert z piosenkami Kory, który ma się odbyć w Zamościu.
Na pewno w rocznicę odwiedzi go wiele osób, ja pracuję nad projektami muzycznymi związanymi z Korą, nad filmami: fabularnym, dokumentalnym, wyjdą niepublikowane wiersze Kory. Jestem depozytariuszem jej spuścizny - wyznał.
Sipowicz opowiedział też o niezwykłej więzi Kory z naturą oraz jej pasji do pracy w ogrodzie.
W tym roku pielęgnujemy kwiaty, które zasadziła. Ogrodnik, który rozmawiał z Korą, odpowiednio poprzycinał krzewy. Tak samo ogród warzywny, który zasadziła: cebulę, natkę, pomidory, kolendrę, truskawki, też staramy się, żeby było tak, jak chciała i pielęgnujemy to. Zajmuję się też zwierzętami, które zostały: kotką Mimi, Fridą - pieskiem, którego ona znalazła i wyleczyła, Pikuś jeszcze jest. Staramy się, żeby to miejsce wyglądało tak, jak za jej życia, trzeba pielęgnować rośliny, zwierzęta, drzewa. Kora bardzo kochała rośliny. Co roku na wiosnę pielęgnowała ogród, kupowaliśmy nowe drzewa, kwiaty. Przesadzała, miała do tego serce. Kochała rośliny. Sadownik zasadził w tym roku to, co ona chciała. Te rośliny, które ona zasadziła żyją i mam nadzieję, że ona się z tego powodu cieszy - wyjaśnił.
Dziennikarka zapytała też wdowca o moment zdiagnozowania Kory oraz o to, jakie towarzyszyły mu emocje.
Moja reakcja była straszna. Pamiętam, jak lekarz mi to powiedział. Byłem wstrząśnięty, byłem załamany. Do Kory może to aż tak bardzo to nie dotarło, bo była pod wpływem leków. Mateusz, syn Kory, uważał, że to będzie jej ostatni czas, ja byłem przekonany, że będzie jeszcze żyła. I jeszcze pięć lat życia nam się udało, dzięki jej ogromnej sile i potwornemu zaparciu, dzięki mojemu towarzyszeniu w tych wędrówkach po szpitalach i w szukaniu lekarstw, metod, ścieraniu się z polskim systemem opieki zdrowotnej - wspomniał mąż artystki.
Kamil Sipowicz podzielił się także przemyśleniami na temat tego, jak można sobie poradzić z tak przytłaczającymi wieściami jak zdiagnozowana choroba śmiertelna.
Każdy wschód słońca, każdy zachód, każdy powiew wiatru, każdy kwiat, każdy kontakt z psem, z kotem. Każda sekunda życia jest bardzo ważna, życie jest czymś cudownym i trzeba je cenić. To największa nauka, którą daje nam choroba śmiertelna - żeby cieszyć się każdym momentem i nie zamartwiać się tym, co będzie później - podsumował.