Kariera Moniki Miller niebezpiecznie przyspieszyła. Wnuczka Leszka Millera nie tylko została piosenkarką, ale także dostała się do Tańca z Gwiazdami. Według nieoficjalnych informacji ma szansę powtórzyć sukces Justyny Żyły i stać się główną atrakcją programu - niestety, nie ze względu na swoje taneczne umiejętności.
W tańcu prowadzić ją będzie weteran show, Jan Kliment. Zawodowy tancerz już trzykrotnie pomógł sięgnąć celebrytkom po Kryształową Kulę. Monika w rozmowie z Pudelkiem przyznała, że praca z Jankiem to prawdziwe wyzwanie:
Zawsze pierwsza myśl, która mi przychodzi do głowy, kiedy ktoś mi przypomina, ile razy Janek wygrał edycję Tańca z gwiazdami to to, że to jest ogromna presja na mnie nałożona. Trzeba dorównać utalentowanym poprzednim partnerkom. To nie jest tylko praca Janka, oczywiście bardzo duża część, ale to też kwestia poczucia rytmu, koordynacji i ciężkiej pracy partnerki. To wysoko zawieszona poprzeczka.
Okazuje się, że celebrytka traktuje udział w show jako szansę na zmierzenie się z kompleksami:
Najtrudniejsze jest to, że na salach treningowych spędzamy naprawdę dużo czasu i bardzo dużo tego czasu spędzamy przed lustrami. Jako osoba, która zmagała się z problemami związanymi z tym, jak siebie postrzegam, z zaburzeniami odżywiania, mam z tym duży problem. Odzywają się wtedy we mnie wszystkie kompleksy. Bardzo ciężko jest mi się przebić wtedy przez tę chmurę demonów i po prostu tańczyć - powiedziała w rozmowie z Pudelkiem.
Na szczęście może liczyć na wsparcie fanów:
Komentarze, wiadomości, które dostaję od swoich obserwatorów i to nie tylko te związane z wyglądem, ale też związane z tym, że im pomogłam w jakiś sposób, że ich motywuję do zmiany swojego życia, do chodzenia na siłownię, w postrzeganiu siebie inaczej i wyrażaniu samych siebie. To mi bardzo pomaga.